gierlinski

Karol Gierliński-Parno

Urodził się w 1938 roku w Poznaniu. Studiował rzeźbę w WSSP w Poznaniu i traktuje rzeźbiarstwo w drewnie jako podstawową dziedzinę wypowiedzi artystycznej. Od 1968 roku związany był z Kołem Korespondencyjnym Młodych Pisarzy przy ZSMP, debiutował w 1968 r. wierszem „Deszcz” na łamach tygodnika „Nowa Wieś”. Miał liczne publikacje w prasie literackiej i w almanachach. Należał do grupy literackiej „Wiry”. Notkę o nim („były szef cygańskiego taboru, fizyk, nauczyciel i poeta”) oraz wiersz „Mamiori” zamieścił Piotr Kuncewicz w książce „Agonia i nadzieja. Poezja polska od 1956 r.” t. III.)
Jest Cyganem, członkiem Stowarzyszenia Twórców i Przyjaciół Kultury Cygańskiej im. Bronisławy Wajs-Papuszy w Gorzowie. Pisze po polsku.
W 2001 roku ukazał się jego debiutancki tomik poetycki pt. „Xaratuno thuv – Odległy ogień”.
W 2001 r. odbyły się dwa spotkania Karola Parno-Gierlińskiego we Frankfurcie n.O. Jego wiersze przetłumaczyła Karin Wolff.
Zmarł 4 lutego 2015 w Nowym Mieście nad Pilicą.
Autor o sobie:
Nad wierszami jak nad wzorami matematycznymi trzeba się mocno napracować, bo poezja, wbrew pozorom, bliższa jest naukom ścisłym niż literaturze. Myślę po cygańsku, ale wiersze te świadomie napisałem po polsku, aby były bardziej zrozumiałe. W języku polskim można więcej wyrazić. Język cygański ma za mało pojęć abstrakcyjnych, dlatego trudniej w nim niż w języku polskim wyrazić treści poetyckie. Gdybym chciał pisać po cygańsku, musiałbym używać sporo polskich słów zniekształconych na cygański.
Powiedział podczas wieczoru promującego tom „Xaratuno thuv – Odległy ogień” w WiMBP w dn. 27. IX. 2001 r.
O „Xaratuno thuv – Odległy ogień”
Wiersze zamieszczone w tomiku charakteryzuje oszczędność słowa, szacunek dla niego, co w tym wypadku znaczy dla cygańskiej poezji. (...) W wierszach Parno-Gierlińskiego wers często równa się zdaniu, ważny jest dźwięk i rytm. Mówią one o kulturze, która wygasa, jest jak dym z coraz odleglejszych ognisk. W wierszu „Zatańcz Phabuj” jest jeszcze złudzenie, że „dom o kamiennych ścianach zadrży jak płótno namiotu”. Cyganie, bohaterowie wierszy Gierlińskiego, oderwani od natury, z którą zawsze byli zrośnięci, muszą być samotni. „Jesteśmy łzami na twarzy” – pisze o swoim narodzie poeta. Skrzypce wiszące w betonowym mieszkaniu są jak obraz Męki Pańskiej. Inny wiersz kończy prośbą: „W godzinę śmierci racz las wrócić Panie”.
Bogdan Twradochleb „Kurier Szczeciński” z 13. XII. 2001 r.
Mamiori – Brzoza
Tadeuszowi Chudemu
Z worka chmur posypały się mokre jagody.
O namiot pukały setki, tysiące małych palców.
Wiedzieliśmy, że jest namiot i że las.
Ale nie było lasu ani namiotu, tylko dym, dym, co był gniewem ognia nie chcącego jeść mokrych szczap.
Dawno, dawno, gdy nie było ognia tylko iskra skłócona z wodą, siwa Mamiori rzekła: kocham wszystkich. My też jesteśmy „wszyscy”: las, namiot, ogień. Nawet deszcz. Tak powiedziała cała mokra, naga i weszła w dym. Wtedy to podniósł się ogień a z płomieni dobiegł śpiew Mamiori.
Ogień grzał i byliśmy weseli. Starość i płomień są święte. Ganges też śpiewa o tym. Dobra stara Mamiori. Pamiętaj o niej, bo umrze twój ogień.
Papusza
To ten sam park i rzeczka ta sama.

Z mgły nad stawem wyłania się.
Płynie nad żwirem ścieżek,
Bo przecież umarli nie dotykają ziemi.
Gniewnie rzuca za siebie papierowe śmieci.
I wzdycha...

Już nikt nie oczekuje jej wróżby.
A tamte dwie panisie pchające wózek
mówią po cygańsku i wręczają łaskawy grosik
lnianowłosemu dziecku.

Pogładziła pisklęta w gnieĄdzie
i znajomą gołębicę.
Pocałowała rudą wiewiórkę.

Dlaczego się smucisz, Ciotko?
To Wasze ukochane miasto,
to przecież Wasz zielono złoty Gorzów.
I pomnik tu macie.

„Mam i jak dawniej wdeptują mnie w ziemię”
odpowiedziała Papusza – cygański Norwid.

Wiatr rzucił na wodę liść
jak złoty kolczyk.