morawski

Zdzisław Morawski


Urodził się 6. IX. 1926 r. w Aleksandrowie Kujawskim. Podczas wojny przymusowo pracował m. in. w Poznaniu, Berlinie, Bielawie.
W 1947 r. skierowany do pracy w Gorzowie w aparacie partyjnym. Po konflikcie z władza zostaje aresztowany, a jako jedyną może podjąć pracę w kamieniołomach w Gębczycach. Tam w wypadku traci nogę. Wraca do Gorzowa w 1956 r. Studiował filozofię w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Warszawie.
Debiut trzema wierszami w 1957 r. w „Nowych Sygnałach”. W 1958 r. zdobył III nagrodę w konkursie Związku Literatów Polskich. W 1959 r. wydał pierwszy tomik wierszy pt. „Pejzaż myśli”. W 1961 r. był członkiem założycielem oddziału ZLP w Zielonej Górze, którego w latach 1981 – 1983 był prezesem. Przez wiele lat był członkiem Komisji Rewizyjnej Zarządu Głównego ZLP.
Działał społecznie, uczestniczył w wielu inicjatywach kulturalnych i społecznych: był współorganizatorem i sekretarzem Lubuskiego Towarzystwa Kultury w Zielonej Górze, współtworzył redakcje pism „Nadodrze” i „Ziemia Gorzowska”, Gorzowskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, Gorzowskiego Towarzystwa Kultury. Pod koniec życia zainicjował powołanie pisma „Die Färe/Prom” i organów je wydających: Polsko- Niemieckiego Biuro Literackie i Stowarzyszenia Literackiego „Prom”. Pierwszy numer pisma ukazał się już po jego śmierci. Otrzymał: Nagrodę Kulturalną Miasta Gorzowa (1968), nagrodę GTSK (1975), Nagrodę Gorzowską (1980), Lubuską Nagrodę Kulturalną (1970), nagrodę „Nadodrza” (1985). Zmarł 28. X. 1992 r. Spoczywa na gorzowskim cmentarzu.
Zbiory wierszy: „Pejzaż myśli” (Poznań 1959), „Graniowe powietrze” (Zielona Góra 1963), „Konopne sploty” (Zielona Góra 1985), „PłaskorzeĽby” (Katowice 1965), „Rejs przez ciche Ľródła” (Zielona Góra 1970), „Obecność” (Katowice 1974), „Relief z betonu” (Zielona Góra 1977). „Wektory” (Katowice 1979), „Strofy o dzierżawie” (Gorzów 1982), „Słowa w drewnie i kamieniu” (Gorzów 1987), „Pieśń moich rzeczy” (Gorzów 1990), „Spadkobiercom (Przyjaciołom)” (Gorzów 1993), „Kassja” (Gorzów 1993), „Zagrajmy w szachy” wydanie dwujęzyczne polsko-niemieckie (Gorzów 1995), „Dwa poematy” (Gorzów 1995).
Utwory prozatorskie: powieści „Kwartał bohaterów” (ŁódĽ 1965), „Nie słuchajcie Alojzego Kotwy” (Warszawa 1979), „Klątwa na stacji Krzyż” (niedokończona, publikacja na łamach „Ziemi Gorzowskiej” 1998).
Utwory dramatyczne: 11 sztuk teatralnych, wystawione: Pejzaż otwarty” – widowisko poetyckie (Gorzów 1964), „Wilcze doły” (Gorzów 1968), „Baśń o zaczarowanym chlebie” – sztuka dla dzieci (Gorzów 1970), „Maria Preta, czyli życie nie znosi żałoby” (Gdańsk 1971), „Żarty moich dni” (Gorzów 1971), „Technik księstwa Donderów” (Zielona Góra 1974), „Rzymska łaĽnia” (ŁódĽ 1977). Słuchowiska: „Baśń o zaczarowanym chlebie” (Zielona Góra 1970), „PrzewoĽnik” (Zielona Góra 1971), „Kominiarz” (Zielona Góra 1972), „Opowieść wieczoru” (Zielona Góra 1974), „Dzień teścia” (Zielona Góra 1974), „Zegary” (Zielona Góra 1976), „Ćwiczenia w kwartecie” (Szczecin 1980).
Przekłady: Włodzimierz Gordiejew „Ciche liryki” (Gorzów 1989). Jego utwory były tłumaczone na rosyjski, niemiecki, serbski, gruziński. W 1992 Telewizja Szczecin przygotowała film dokumentalny w reżyserii Leszka Szopy prezentujący poezję Zdzisława Morawskiego pt. „Przed wami”. 28. X. 1997 r. W Filii Książki Mówionej WiMBP otwarto wystawę w 5-lecie śmierci pisarza pt. „Rejs przez ciche Ľródła” wg koncepcji żony – Marii Morawskiej.
Od 1996 r. odbywały się w Bad Freienwalde Memoriały Szachowe im. Zdzisława Morawskiego. Organizatorem jego był Jerzy Grodek, pracownik Centrum Kultury Młodzieżowej „Offi”, dawniej mieszkaniec Gorzowa, uczeń i szachowy partner mistrza Morawskiego. W memoriale brali udział młodzi szachiści z Polski i Niemiec, a także z innych krajów.
Dla upamiętnienia 75 rocznicy urodzin Zdzisława Morawskiego przypadającej 6 września 2001 r., panie Danuta Zielińska i Anna Sokółka z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej przygotowały zestaw bibliograficzny dotyczący twórczości pisarza.
Ciekawe szkice dotyczące jego osoby i zasług dla kultury w Gorzowie napisał Bogdan J. Kunicki: „Samotność poety”, „Lamus” nr 1 i „Poeta” w; „W przestrzeni tęczy”, a dotyczący poezji - Czesław Sobkowiak pt. „Rejs przez ciche Ľródła rzeczy” „Lamus” nr 10.

Autor o sobie
Nasz świat jest światem materii przetworzonej, wzmożonej agresji materii przetworzonej. Tę myśl spróbowałem zastosować w poezji. Nasza poezja jest ckliwa, sentymentalna, postromantyczna. Więc stwierdziłem, że należałoby doprowadzić do stężenia materii w wierszu tak, by aż chrzęściła, by stawała się w wierszu odpowiednikiem materii przetworzonej. Jest to zupełne odwrócenie dotychczasowych zasad poezji.
Z wywiadu udzielonego Jagodzie Bokuniewicz „Jako działacz poniosłem w Gorzowie klęskę”, „Stilon Gorzowski” 1987 nr 4

O autorze:
Był osobowością na tyle barwną i interesującą, że bez niego miasto straciłoby swój koloryt lokalny. Był przy tym znakomitym gawędziarzem, urokliwym i błyskotliwym kompanem wszelkich biesiad rozrywkowo-literackich.
Zenon Łukaszewicz, „Mój alfabet”, s. 121
Dążąc do maksymalnej obiektywizacji, oryginalności, oschłość i równocześnie swoboda, drapieżność obrazowania i patetyczny tragizm, to cechy stanowiące o wysokiej klasie tej poezji. Jej kształt formalny nie pozostawia nic do życzenia.
Wiesław Sadurski, za: „Mieszkam w wierszu” - antologia poezji lubuskiej pod red. Małgorzaty Mikołajczak i Beaty Mirkiewicz)
Ten „roznosiciel codziennej urody” – jak go kiedyś nazwał Feliks Fornalczyk – w ciągu wielu lat z mozołem cyzelował swoje poetyckie słowo, aby dojść do efektów znakomitych: rządzi nimi rygor, służy dobrze zbudowanym konstrukcjom wierszy, w sposób celny i trafny wyraża myśli i przeżycia, obserwacje i doświadczenia autora.
Zenon Łukaszewicz, „Nadodrze” 1982 nr 15
Polecam wszystkim Morawskiego „Ziemię dla żywych”. To kawał dobrej poezji. I nie dlatego, że powstała po Grudniu, Grudzień ten nazywając po imieniu. Nie tą miarą mierzę ten poemat. Dla mnie jest to poezja ważna, bo dotykająca najgłębszych pokładów ludzkiej psychiki. Ale w takim mieście jak Gorzów wydarzenie to nie odbiło się jakimś wielkim echem. Po prostu mówiono, że Morawski napisał kolejny długi wiersz. To coś nie do pojęcia.
Kazimierz Furman w wywiadzie udzielonym Mieczysławowi Miszkinowi pt. „O poezji i polityce”, „Stilon Gorzowski” nr 691.
Legenda Zdzisława to rzecz godna wytrawniejszego pióra. Wiele jej wątków sam powołał do życia. Własne lapsusy przekuwał zręcznie na sentencjonalne mądrości, przypadkowym łamańcom językowym nadawał rangę epokowych odkryć i bawiło go niezmiernie, gdy udawało się kogoś tymi odkryciami zwieść. Potrafił celebrować każde, nawet skądinąd błahe zdarzenie, jeśli tylko odsłaniało jakąś pozytywną stronę jego osoby, jeśli mogło posłużyć dekoracji artystycznego życiorysu, nobilitacji w oczach środowiska. W jego ustach urastało ono wówczas co najmniej do rozmiaru anegdoty, którą się dopóty w gronie kolegów delektował, aż wszyscy uwierzyli w jej niezwykłość. Relacjonując liczne i częste zresztą kontakty z koryfeuszami polskiej literatury zawsze umiał je tak przedstawić, iżby nie było wątpliwości, że Zdzisław wśród tych koryfeuszy wiedzie prym. On, niewątpliwy arystokrata umysłu, przywiózł sobie kiedyś z Warszawy godność Księcia; któryś z kolegów po piórze takim go mianem przekornie określił. Zdzisław tu, na miejscu, rozdmuchał incydent do rozmiarów historycznego wydarzenia, obudował ceremoniałem sprawiającym wrażenie, jakby w całym literackim światku była to powszechnie stosowana wobec niego a naturalnie mu należna tytulatura. Tkwiłeś w przekonaniu, że tak na co dzień zwracał się doń Sandauer, Kubiak, cały czubek krajowego Parnasu i tylko przyrodzonej skromności Zdzisława przypisywać należy brak orkiestry oraz czerwonego dywanu na stołecznym dworcu, gdy pojawić się tam raczył gorzowski książę. Trudno dociec, ile w tym było próżności i pychy, ile zaś pogodnej autoironii, świetnej drwiny z siebie, a jeszcze bardziej z prowincjonalnego otoczenia, niezmiernie czułego na metropolitarne dowody uznania. Jakkolwiek bądĽ, do zbudowania swojej legendy przyczynił się Zdzisław znakomicie, a pokrywając wyniosłym milczeniem inne szczegóły życiorysu, ciągle zagęszczał wokół siebie atmosferę tajemniczości, pozostawiając miejsce na kolejne mity.
Bogdan J. Kunicki, „Poeta”, w: „W przestrzeni tęczy”
Poezja Zdzisława Morawskiego stanowi zjawisko oryginalne. Znajdzie w niej czytelnik obrazy rzeczy kształtowanych w procesie uczłowieczania natury, dążenia do prawdy obiektywnej, warsztatowej rzetelności i precyzji. Zrealizowaną dorzeczność. Znajdzie cały szereg poetyckich ujęć, które lśnią świeżością nazwań. Był poetą rzeczy, materii, powszedniego życia, krajobrazu Gorzowa. Cechowało go dążenie do wyrazistości formy artystycznej.
Czesław Sobkowiak, „Rejs do cichych Ľródeł rzeczy”, Lamus 2001 nr 1 (10)

Omówienia tomików

„Pieśń moich rzeczy”
To książka dojrzałego poety, niezbyt objętościowo obszerna, ale reprezentatywna i dobitna.
Rzecz to w poezji Zdzisława Morawskiego główny punkt odniesienia dla bohatera lirycznego. Od fascynacji rzeczą wszystko się wzięło – światopogląd, system moralny, stosunek do życia, koncepcja słowa. Poetę, oczywiście, nie interesuje rzecz typowa, zuniformizowana jako wytwór masowej produkcji, ale taka wyłącznie, która zawiera ślad wysiłku pojedynczego człowieka. W wierszach Zdzisława Morawskiego jest ruch. Odkrywa z zapałem godnym naśladowania różnorakie rewiry, bogactwo szczegółów, osobliwość kształtu, smaku, woni, barw. Po prostu tak wyraża swoistą akceptację urody otaczającego świata. Każdy drobiazg i aspekt jest funkcjonalnie ważny, gdyż konstytuuje rzeczywistość.
Oczywiście jest to poezja optymistyczna, ale optymizm nie przekreśla jednak trudnych refleksji, zwątpienia, bólu, krzywdy, kalectwa, ciemnych stron życia. Tyle tylko, ze nie służą one epatacji. Raczej prowokują do świadomych, odpowiedzialnych reakcji.
Kolejne piętro – powiedziałbym najwyższe – stanowią wiersze refleksyjne, wynikłe z uwielbienia klasycznej kultury Grecji i Rzymu. Częste stają się rozważania o wartościach i powinnościach człowieka. Wiersz „Toast Sokratesa” może służyć za dobry przykład Zaliczyłbym go do szczytowych osiągnięć poetyckich Zdzisława Morawskiego. Myślę, że 46 utworów, które zawiera tom „Pieśń moich rzeczy” wystawia dobre świadectwo całej konsekwentnej drodze poetyckiej autora. Uwagą poety została objęta szeroka skala rzeczywistości i doświadczenia człowieka. Słowo posiadło swój ciężar.
Czesław Sobkowiak „Dojrzałość poety” „Gazeta Nowa”(?)

„Dwa poematy”
„Dwa poematy” Zdzisława Morawskiego to nie tylko poezja ale i przejaw ważnego memento, prawdziwie poetyckiej postawy: sprzeciwu. (...) „Ziemia dla żywych” to reakcja poety, który spodziewał się stanu wojennego. Jest odmową jego akceptacji. (...) To utwór autentyczny. Bardzo dobrze napisany. Ujmujący zjawisko polityczne jako fakt osobisty: fakt dziejący się pomiędzy innymi faktami: bólu z powodu choroby, codziennych czynności i kłopotów, wspomnień trudnych przejść życiowych, niebezpieczeństw. To wszystko zlewa się w jedno i nakłada na telewizyjne obrazy, w których surrealistycznie zderza się z głupotą i „lizodupstwem”. A wypowiedziane jest to w tonie jakby elegijnym. Ma swój rytm nie tylko obrazów, lecz i słów. Wyłania z siebie coś artystycznie podniosłego i oczywistego. Jak każdy autentyczny wiersz.
Pod drugim utworem – „Kamień częścią ziemi” – widnieje data: sierpień 1992. I także jego treścią jest sprzeciw wobec pierwszych dwu lat Nowego Wspaniałego Świata, którego doświadczamy wszyscy. Tu zmienia się krajobraz artystyczny. Prywatność zostaje skrajnie zredukowana. Pojawiają się za to odniesienia historyczne: do powstania listopadowego, sierżantów, kaprali i poruczników opozycji, wielkiego ruchu, jakim była „Solidarność”. Odniesienia te są autorowi potrzebne do oceny teraĽniejszości, która nie ma nic wspólnego z głoszonymi hasłami, jest zgrzebna, brutalna, zniewalająca nie mniej niż stan wojenny. I wymusza odruch buntu. Stąd w tytule pojawiający się kamień ma znaczenie zasadnicze: jest symbolicznym ucieleśnieniem niezgody i buntu. (...) I ten więc utwór wyraża tę samą postawę. Oba łączą się ze sobą w prawdziwie poetyckiej symbiozie. Dopełniają się. Jakby powstały na tym samym oddechu. Godne są czytania i pamięci. Analiz.
Jan Kurowicki „Zgoda na niezgodę” „Gazeta Lubuska” 1995, czerwiec, magazyn

O „Nie słuchajcie Alojzego Kotwy”
Podobnie jak Wiesław Myśliwski jestem zdania, że powieść została napisana manierycznym językiem, choć znajdują się w niej wcale ładne sceny literackie.
Zenon Łukaszewicz, „Mój alfabet”, s. 123
Jest to rodzaj donosu spisanego przez taksówkarza Czesława Rupnika na tytułowego bohatera, przeinaczającego prawdziwe wypadki minionych lat powojennych. Największym walorem książki jest stylizowany, bardzo charakterystyczny język, który nieomal zbliża Morawskiego do „nowej szkoły” prozaików.
Piotr Kuncewicz – „Leksykon polskich pisarzy współczesnych”, s. 603

Drzewa jesienią

Są takie gołe, że czarne i suche
Że całe szkielety tak skrzypią i wyją
Że bruzdy odkryte
Że grudy na sobie
Rysunek na niebie bez liści i piękna
Bo moc trzeba ukryć
(do duszy, do miazgi)
Bo trzeba zataić, że coś się odrodzi
Trzeba poczekać
Są takie struktury, że dziw iż są takie
Jak sama siła we włóknie i słoju
I sama ziemia obmrozi dokoła
Korzenie osłoni i siły dołoży
By wiatr nie wywalił całej bryły drzew;
Bo życie czas ukryć
(do środka, do słowa)
To trzeba zataić, co można powiedzieć
Pąkami na wiosnę
Kwiatami na lato
„Relief z betonu”
Do gwiazd

O czym myślimy zapatrzeni w gwiazdy

Że świat ich do nas może przyjść
Dlaczego tęsknimy do nieznanych istot Bo mamy w sobie istotne tęsknoty
Czy gwiazdy mogą nam spełniać marzenia
Marzenia się stają zawsze w czas ich trwania Granat w czas wybuchu Świeca w
czas płomienia
Dlaczego szukamy na niebie barana
I byka i raka i strzelca i panny
Bo jest w nas żywioł głodny wciąż do nakarmienia
Skąd w nas tyle cierpliwości i taka pokora Że ciągle patrzymy w miliony lat
świetlnych My ludzie ziemi z bramą nieba w oczach Urzeczeni nocą
Gdzie pozostała cała nasza chełpliwość Od ranka przez dzień

MYŚLI
Czarów na nie nie przywołam
Gusłami ich nie przepędzę
Z wiary są już oczyszczone
W próbie ognia są mozolnie wypalane
Są już w piórach
— w tych ze stali, tam je wkułem — Są w kotwicach
— jeśli zechcesz w tych z płomieni co kotwiczą w głowniach drewna &#
8212; Rozpłaszczyły się na ścianach Zmatowiały mi na skórze
Mam je w palcach Zasiedziały mi się w ustach Wlazły w czcionki od maszyny
Żonie umysł poraziły
Wciąż mi w oczy zaglądają
— jak psy mądre w czas wybiegu — Moje myśli obiektywnie tresowane
Tresowałem je dokładnie
Aportować z ziemi, z wody
Głos podawać kiedy trzeba
l warować nieruchomo aż im gwizdnę
Teraz razem z nimi chodzę Tresowany doskonale Od paznokci aż po brwi

WYZNANIE CYCERONA
Zacząłem przemawiać bo moją jest sprawą Zadawać się z ludĽmi l wychodzić z nimi w te konszachty Jak bywać na straży ważnych praw
Zacząłem pisać
Ażeby stawać wobec prawa mowy
Jako przed obrazem i regułą życia
Wyprowadzać zdania na surowy przegląd
Gramatycznych ścisłości
l słów w rzeĽbie słów
A któż mnie mianował aż takim dowódcą
Że przegląd chcę robić
Tam patrzeć w twarze jak na wroga w boju
l badać emocje
Suchotą ich ust
Ode mnie są prawa do takich panowań O jakich nie marzył wódz ani też król
Są pola maneżu w retorycznej stronie Tam gdzie prawa poezji powstają Tam wziąłem dla siebie jako oręż walki Pawęże bez róż

TWÓRCZY MOTYW STRACHU
Nie boję się tego, że znów mnie obiją
Miarowo po szczękach
Po oczach i krzyżu — po wierszach
Że znów się dobiorą do treści mózgowej l będą w niej świecić lustrami i
szukać Miejsca gdzie wszczepić korzenie pokory
Ten strach już za mną
Zostawiłem go nocą na rozstajnej drodze
Kiedy stopę dĽwigałem, by znów ją układać
Hardymi krokami aż do zapisania
Że dziś muszę udawać, iż normalnie chodzę
l klnąc na przestrzeń kulawić mą drogę
Dziś śpiewania się boję
Znaczy chór mnie trwoży
Nowych przechrztów od zorzy aż po noc głęboką
Gdzie zasypiają z nowym ładem w brzuchu
l ze snami bujnymi przeciw memu kacerstwu:
— Kacerzem wczoraj byłem, kacerzem dziś jestem

PRZYSTAŃ W GORZOWIE
Tu mój ocean i przystań, bosmanie Kretowisko domów, wirowisko ulic Dryfuję wśród nich jak w starym kliperze Co go wiatr porzucił Zmarniały mu żagle
Tu silniejsze podmuchy dochodzq skręcone
Jako wiatru echa gtadzq twarze w wodzie
Zbierajq uśmiechy
Polerujq gniewy
Oblicza w Gorzowie sq w ochronnym całunie
Tutaj najchętniej milczy się o sztormach
Po cóż rozprawiać o diabelskiej strawie
Tu moje łowiska, łowię chude ryby (ryby w mojej zatoce sq po tarle więc chude) Trochę karmię siebie, by tężały chcć słowa Aby moje pisania stały się snycerskie Ościq na błękicie
Tutaj zgarniam mozolnie w oka moich sieci
Każdy ukłon życzliwy
Żal każdy, pieśń każdq
l wołania, co ginq już u krućca języka
l smutki zwinięte
Jako ptasie lotki w gniazdach ludzkich uszu