niedzwiedzki

Witold NiedĽwiecki



Urodził się 15. VI. 1929 r. w Sieńkańcach na WileńszczyĽnie. W 1943 roku, jako 14-latek został zmobilizowany do AK na WileńszczyĽnie. Był oficerem bez stopnia. W 1946 r., w jednym z ostatnich transportów, przyjechał na Dolny Śląsk, do Kamiennej Góry. W 1956 r. ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Wrocławskim oraz Studium Ekonomiczno Organizacyjne PTE. Pracował jako dziennikarz początkowo w miesięczniku „Odra”(1967 –1969), potem jako redaktor naczelny kolejno: „Nowin Jeleniogórskich” (1969-76), „Nadodrza” i w Gorzowie „Rolniczej Warty”. Od 1978 r. mieszka w Gorzowie. Zna języki: rosyjski, litewski, białoruski, angielski i biernie francuski.
W 1959 r. debiutował opowiadaniem „Droga do Samossiery” w „Nowinach Jeleniogórskich”. Jego utwory były tłumaczone na niemiecki, rosyjski, czeski, litewski, łotewski, górnoałtajski. On tłumaczyl utwory literackie z języka rosyjskiego, m. in. wiersze Jewtuszenki. Członek ZLP od 1971 r. Otrzymał nagrodę Ministra Kultury i Sztuki za całokształt twórczości oraz Ministra Handlu Zagranicznego i Żeglugi Wielkiej. Wydał książki: „Kręte ścieżki” – powieść (Wrocław 1969), „Droga do Samosierry” – opowiadania (Wrocław 1970), „W pobliżu raju” – relacja z podróży do Syrii, wspólnie z Aliną NiedĽwiecką (Wrocław 1976), „OdnaleĽć siebie” – opowiadania Wrocław 1978, „Dowódca umarłych okrętów” - powieść (Wrocław 1983), „Sahra” – opowieści arabskie (Szczecin 1985), „Brama Pomorska” – powieść (Szczecin 1988), „Apokryf szósty” – opowieść (Gorzów 1994). „Apokryfy Starego Testamentu” publikowane były na łamach prasy oraz na antenie Radia Zachód. Zmarł w 2005 roku.

Autor o sobie:
- „Kręte ścieżki”, „Droga do Samossiery” i „OdnaleĽć siebie” łączą się tematycznie.
    - W powieściach i opowiadaniach przedstawiłem moje doświadczenia młodości spędzonej na WileńszczyĽnie, udział w walkach AK, życie w tyglu tamtych stron. - Czy nie zamierzasz obecnie napisać czegoś o tamtych stronach, inaczej niż dotąd pokazać problemy polskiej ludności?
    - Literacka transpozycja tamtych tematów jest poza mną, a że zawsze pisałem uczciwie, więc dzisiaj nie muszę niczego zmieniać, a najwyżej cos dodać. (...)
    - Z podróży zrodziło się wiele reportaży, część włączona do książki „W pobliżu raju” napisanej wspólnie z Alicją.
    - Zawsze interesowały mnie podróże. Byłem i jestem zachwycony światem arabskim. Jest chyba we mnie żyłka włóczęgi, bo w każdej chwili mogę wstać i jechać w najdalszą podróż. Napisałem mnóstwo reportaży publikowanych w wielu czasopismach o europejskim zasięgu. Książka „W pobliżu raju” wyrosła właśnie bezpośrednio z wędrówek po Syrii i Iraku. Ale z „Sahrą” było inaczej. Problemy, które podejmuję, są zawsze próbą przedstawienia przemyśleń współczesnego człowieka. Swoimi książkami staram się odpowiedzieć na pytania nurtujące nas, współczesnych. A gdy znajdę interesujący mnie temat, zastanawiam się, w jakiej szacie go przedstawić: historycznej, współczesnej, egzotycznej, kryminalnej. Nurtował mnie problem deprawacji człowieka pod wpływem posiadanej przez niego władzy. Uznałem, że najbarwniej będzie pokazać tę kwestię w scenerii Afryki z VII wieku. Moim bohaterem uczyniłem subtelnego, wrażliwego człowieka, który pod wpływem osiągania coraz wyższej pozycji, dysponowania pieniędzmi, wojskiem i władzą – ulega krańcowej deprawacji. Nie jest to więc w czystym tego słowa znaczeniu książka o Afryce i Arabach. (...)
    - Książka o „Dowódcy umarłych okrętów” wyrosła z jeszcze innego Ľródła, prosto z doświadczeń dziennikarskich.
    - Pracowałem wówczas we wrocławskiej „Odrze” i jej naczelny wymyślił cykl reportaży pod wspólnym tytułem „Pokolenie ojców”. Do tego cyklu przygotowałem reportaż o Mikołaju Deppiszu, który przed Rewolucją PaĽdziernikową był adiutantem głównego admirala carskiej floty, a w czasie II wojny był dowódcą niszczyciela na wodach Pacyfiku. To on na polecenie generała Sikorskiego uprowadził z Maroka dwa internowane polskie szkolne okręty – „Iskrę” i „Wilię”. Kapitan Deppisz był tak barwną postacią, że w krótkiej formie reportażu nie mogłem pomieścić wszystkich przygód i przeżyć, napisałem więc książkę.
    - No i doszliśmy do „Bramy Pomorskiej”, której akcja rozgrywa się na Pomorzu w 1411 r., po zwycięstwie pod Grunwaldem.
    - Z jakiegoś historycznego opracowania dowiedziałem się, że wojskami polskimi w bitwie pod Koronowem w 1410 roku dowodził Piotr NiedĽwiedzki. Zainteresował mnie człowiek, który przed wiekami nosił to samo co ja nazwisko. Przeczytałem Długosza, nowsze opracowania o tym okresie, poszperałem w archiwach i sam byłem zaskoczony, bo losy mojego imiennika sprzed ponad pięciu wieków same układały się w fabułę. W trakcie myślenia o książce nowo powstałe szczecińskie wydawnictwo „Glob” ogłosiło konkurs na powieść, do którego zostałem zaproszony. W ten sposób powstała „Brama Pomorska”, za która dostałem nagrodę. Przyznaje, jest to trochę czytadło. Starałem się, by czytelnik z ciekawej opowieści o Piotrze NiedĽwiedzkim wyniósł przekonanie, że powody udziału w wojnie zawsze były i są negatywne i że wojna najbardziej dotyka tych, którzy nie biorą w niej udziału. (...)
    - Każda twoja książka dzieje się w innym czasie, w innej scenerii. Skąd taki duży rozrzut tematów?
    - Bo nie znalazłem dotąd swojej specjalności literackiej. Jest we mnie ogromna ciekawość świata i jego spraw. Ciągle widzę przed sobą bardzo wiele tematów, które chciałbym podjąć. W gruncie rzeczy są to problemy naszej współczesności, a tylko sceneria bywa różna. Frapuje mnie tematyka historyczna, bo ona daje pisarzowi luksus dystansu i możliwość całkowitego widzenia zagadnień. Współczesność odbieramy zbyt emocjonalnie, nasze indywidualne doświadczenia biorą górę nad refleksją uogólniającą i z tego powodu możemy wyprowadzać mylne wnioski. Historia pozwala uniknąć tych pomyłek.

Z wywiadu pt. „Człowiek świata z Górczyna” udzielonego Krystynie Kamińskiej. „Ziemia Gorzowska” 1988 nr 42

O autorze:
Interesuje go przede wszystkim współczesność i poszukiwanie w niej uniwersalnych motywacji postępowania ludzkiego. (...) NiedĽwiecki jest dokumentalistą ludzkiej moralności, człowieczej kondycji w procesie nicowania się czasu we wszystkich jego pokładach. I jest jego pisarstwo na wskroś współczesne, ciągle aktualne, nie mówiąc już o tym, że jest też rasową literaturą najprzedniejszego gatunku.
Czesław Markiewicz, „Miedzy marzeniami a rzeczywistością”, „Nadodrze” 1985 nr 25


„Dowódca umarłych okrętów”
Tekst książki jest faktycznie zbeletryzowanym reportażem, zawiera opowieść o losach bohatera, który przeżył zdarzenia sensacyjne i mało prawdopodobne. (...) W postaci Mikołaja Deppisza wykreował NiedĽwiecki postać iście Conradowską. (...) Książka jest napisana żywo i barwnie, utrzymana w dobrym tempie, czemu temat sprzyjał niewątpliwie i doskonale. (...) Dlatego zalecam lekturę książki Witolda NiedĽwieckiego jako opowieści żywej, barwnej i wielce interesującej.
Mieczysław Miszkin, „Żywe i umarłe okręty”, „Ziemia Gorzowska” 1984

„Sahra”
Bohater „Sahry”, najobszerniejszej opowieści tomu, Musa ibn Nusaje, pragnie zmienić rzeczywistość. Jest młodym, wrażliwym, utalentowanym poetą. Wierzy, że słowo posiada moc kreacyjną, że jego magia zdoła ukształtować postawy całych mas ludzkości. Siła poezji ma wyprzeć destrukcyjną potęgę oręża wojennego. Wiara w wieszczenie poetyckie skonfrontowana zostaje z siła moralną i polityczną, a wiec i wojskową najpotężniejszego i niezwyciężonego wodza Wschodu – Sadi Okby. On, mentor i przewodnik Musy, odradza mu wzięcie udziału w turnieju poetyckim, przekonując, że nie talent decyduje tam o zwycięstwie tylko układy i autorytet startujących. W ten sposób daje do zrozumienia młodemu poecie, że czyste zwycięstwo może on odnieść na polu bitwy. Musa, który nie pozbył się jeszcze wiary w posłuszeństwo, zostaje więc wodzem i choć brzydzi się krwią, zmuszony zostaje do jej przelewu. To początek bardzo ciekawego wątku fabularnego. (...)
NiedĽwiecki cofając się o setki lat roztrząsa uniwersalny problem dotyczący kondycji twórcy. „Sahra” jest w całości moralitetem. Pozostałe opowieści, będące konsekwencją pierwszej, rozwijają bardziej jednoznacznie naczelny problem.
Czesław Markiewicz, „Miedzy marzeniami a rzeczywistością”, „Nadodrze” 1985 nr 25

Książka NiedĽwieckiego poza tematyką, która może zainteresować czytelnika, posiada też inne wartości. Należy do nich żywa, często barwna relacja wydarzeń, czytelniczy i zrozumiały język, pozbawiony wątpliwych archaizacji. Sylwetki bohaterów są wyraziste i żywe, choć niektóre wydają się być zbyt „intelektualne”, zbyt współcześnie myślące, ale skąd wiemy, jacy oni naprawdę byli? Te walory książki uwiarygodnia jeszcze fakt, że autor dobrze zna opisywane kraje i regiony, bo wielokrotnie przebywał w różnych krajach arabskich. Stąd nawet przedstawione pejzaże nie powstały jako kombinacja wiedzy z atlasów i przewodników, ale są spisane z autopsji.
Mieczysław Miszkin, „Opowieści z czarnej pustyni”, „Ziemia Gorzowska” 1985, nr 43.

Szejch el-Dżabel
(fragment opowiadania z tomu „Sahra”
O świcie przycwałował rycerz z Gibelet. Przysłano go do księcia Sandomierza.
— Podobno widziałeś, panie, Starca z Gór.
— Widziałem.
Książę był blady, pot wystąpił mu na czoło. Nie wiedział, dlaczego go o to zapytano. Ale czekał.
— PojedĽ z nami. To jest pół dnia drogi jedynie. ZnaleĽliśmy w wąwozie kilka trupów. Niektórzy twierdzą, że jest wśród nich także on. Rozpoznałbyś go, panie? Bo twarz ma zmasakrowaną, jakby ciągnięto go po kamieniach za koniem. — Ma bliznę na prawej dłoni. A u mnie są dwaj ludzie z jego drużyny, wezmę ich ze sobą. Jeśli to on — pozostawię ich przy swoim panu... Poczerniała od zeskorupiałej krwi głowa rozbłyskiwała skrzydłami setek much, w których załamywał się słoneczny blask. Barwna chyba niegdyś odzież, teraz w strzępach, pokrywająca tylko w niewielu miejscach ciało, również postrzępione, była teraz jednolicie brunatna od zmieszanej z piaskiem posoki. Całe były tylko ręce z upierścienionymi palcami. Zginął więc nie w rabunkowym napadzie. Na prawej dłoni widać było bliznę po przebiciu strzałą.
— Czy wasza książęca wysokość rozpoznaje tego człowieka jako właśnie tego, który zwał się Szejch el-Dżabel, Książę Gór, Władca Wiernych, Mistrz Nowego Objawienia, Twórca Raju, Wódz Nazarytów, wyznaczający następców na trony Franków, Germanów, Bizantyjczyków, muzułmanów, książąt, hrabiów i baronów Królestwa Jerozolimskiego, Rasssid ed-Din es-Sinan? Znacie go, panie?
Nad jarem krążyły sępy.
— To jest ten, o którego mnie pytacie — powiedział książę Henryk i odwrócił wzrok. — Kto go zabił?
— Rycerze templum. Zostawili swój znak. Krzyż o niecodziennym kształcie.
— Boże — powtórzył znowu cicho książę — dlaczego Chrystus nie urodził się w Polsce, a chociażby nawet w słonecznej Grecji? — Wszędzie byłoby to samo — powiedział Gerard ż Prowansji. — Grób Pana Jezusa zawsze byłby tylko pretekstem, przyciągającym żądnych władczy i bogactw awanturników jak trup sępy...
— Wy zostaniecie przy zwłokach swego pana. Jesteście zwolnieni od wykonywania poleceń czy rozkazów zmarłego. Nie zabiorę was ze sobą — zwrócił się do giermków z zamku Masjaf.
— To nie jest nasz pan — zaprzeczył jeden z nich. — On nie mógł zginąć w taki sposób. On w ogóle nie mógł zginąć.
- A blizna?
— Wy też, panie, macie bliznę na ręce. Książę jakby z niedowierzaniem obejrzał swoje dłonie i przypomniał sobie ranę otrzymaną w walce z JadĽwingami.
— A tamci zabici? Nie znacie ich?
— Jacyś rycerze. Może nawet nie muzułmańscy.
— Ale ze mną nie pojedziecie.
— Wola wasza, panie.
— Niech Jadą — szepnął Gerard z Prowansji — uzgodniliśmy przecież, że płynąc morzem...
— Dość mam krwi! Dość bezczeszczenia tej ziemi skrytobójstwami popełnianymi w imię Chrystusa... Nie pojedziemy już do Antiochii, ale do Bejrutu, skąd wypływają statki do Europy, Wracamy do domu.
— Wola twoja, panie. Sądzę, że dobrze robisz.
Z Bejrutu płynął wenecki statek do Raguzy, zwanej przez okoliczną ludność Dubrownikiem. I, o dziwo, na nabrzeżu oczekiwali ich już dwaj giermkowie, pozostali w Libanie przy martwym ciele Władcy Gór. PrzywieĽli list do księcia Henryka, w którym, po właściwych tytułach i pozdrowieniach było napisane:
„Wasza Książęca Dostojność, ja żyję wiecznie i nie moje zwłoki widziałeś, Panie, zmasakrowane w wąwozie Gibelet. Obyś żył i panował nad mnogimi ludami tak długo, jak to jest i będzie moim udziałem. Na pamiątkę i potwierdzenie moich słów przesyłam Ci pierścień, który widziałeś ma moim palcu podczas niedawnej gościmy w zamku Masjaf. Racz także zabrać ze sobą ofiarowanych Ci przez niegodnego Twego sługę giermków, a będą Ci służyli jak najwierniejsi z wiernych przy wcielaniu w życie Twoich .zamysłów. Pamiętaj także o tym, co Ci mówiłem: władza to miłość, nienawiść i strach. Tylko trzeba umieć wzbudzić te uczucia u poddanych i skierować je tam, gdzie należy. Twój oddany przyjaciel Raszid ed-Din es-Sinan".

Podał pismo rycerzowi Gerardowi.
— Co o tym sądzisz?
— Tylko tyle, że ci dwaj muszą z nami jednak jechać.
— A list i pierścień?
— To tak jak z blizną na twoje j ręce. Każdy mógł to zrobić.
— Nie będę walczył ze swoimi, nie sięgnę po krakowiaki tron. Nie 'będę napastnikiem, tylko obrońcą. Dość widziałem krwi.
Tego sarniego roku książę Henryk Sandomierski zginął w bitwie .z Prusami w niewyjaśnionych okolicznościach. I zniknęli bez śladu dwaj giermkowie ze Wschodu.