wincenty

Wincenty Zdzitowiecki


Urodził się 1 I 1941 r. w Listopadówce w woj. wołyńskim. Z rodziną w 1945 r. przyjechał do Drzewic, obecnie dzielnicy Kostrzyna nad Odrą. W Gorzowie zamieszkał w 1957 r. Pracował na różnych stanowiskach: był ślusarzem, ale i redaktorem naczelnym pism zakładowych („Celuloza” i „Gorzowska Przemysłówka”). Debiutował w wieku 16 lat. W latach 70-tych współprzewodniczył ruchom młodoliterackim w Gorzowie, m. in. Korespondencyjnemu Klubowi Młodych Pisarzy. Publikował teksty dziennikarskie, wiersze i opowiadania w czasopismach lokalnych, np. „Ziemia Gorzowska”, „Gazeta Lubuska”, „Gorzowskie Wiadomości Samorządowe”, „Panorama Gorzowska”, „Lubuskie Nadodrze”, „Pegaz Lubuski, a w ostatnim okresie życia przede wszystkim w pismach dla niepełnosprawnych: „Serce i Troska”, „Pochodnia”, „Nasze Forum”. Jego książki zaczęły ukazywać się dopiero w końcu lat 90. Wydał książki: „W tym przemysłowym ogrodzie” (wiersze, Gorzów 1998), „Wiersze o Gorzowie” (Gorzów 1999), „Wszechświat we mnie” (wiersze, Gorzów 2004), „Niemoc mnie porusza” (wiersze, reportaże, opowiadania, Gorzów 2006). Zmarł 9 IV 2007 r., pochowany jest na gorzowskim cmentarzu.

O twórczości:
O „W tym przemysłowym ogrodzie”
Pisanie o maszynie okazuje się tylko kamuflażem. Tak naprawdę bowiem nie maszyny i nie nasze z nimi relacje są najważniejsze w życiu, ale drugi człowiek. Nie da się o nim pisać reedukując go wyłącznie do funkcji homo faber („wyciskając z siebie słowa inżynierskie”). Bardziej sprawdza się w tym pisaniu o człowieku język pojęć i obrazów, którym posługuje się poezja już ładnych parę lat. I wszędzie tam, gdzie autor sięga do słownika kultury, rezygnując z języka cywilizacji, zdaje się dotykać poezji.
Joanna Ziembińska-Kurek „Od przemysłu do ogrodu”, „Arsenał Gorzowski” 1998 nr 9

Wiersze Wincentego Zdzitowieckiego dotykają, najogólniej rzecz biorąc, problemów egzystencjalnych. Jest w nich dramat, który dotyka każdego człowieka, będącego – jak pisze autor – „na rozstajach czasu i przestrzeni”. Wiersze mówią o tym, co dotyka nas wszystkich, a wiec o cierpieniu i o samotności. Jednakże samotność owa nie wynika tylko z cierpienia i zagmatwanych stosunków międzyludzkich, ale też z naszego zagubienia się w świecie wszechogarniającego cywilizacyjnego postępu, za którym nie nadąża nasza psychika i świadomość, co jest tematem wiersza w „W ogniu ewolucji”. W pogoni za owym postępem wcale nie jesteśmy lepsi i szczęśliwsi. Wszakże, jak wynika z wiersza „A tak nie lubiłem chemii...” to my jesteśmy odbiciem dla wszechświata i mikrokosmosu, w którym ciągle dokonują się zmiany aż do ostatniego „dzwonu serca”. Kosmos bowiem zaczyna się w gwiazdach a kończy w nas samych. W wierszach W. Zdzitowieckiego obrazowanie poetyckie konsekwentnie prowadzi do finalnego stwierdzenia, a myśl nie jest zagubiona w słowach.
Marta Ruszczyńska, „Nasze Forum” 2001 nr 2.

Wincenty Zdzitowiecki zmarł w kwietniu 2007 roku. Miał 66 lat. Od dawna chorował na postępujący zanik mięśni.

xxx
właśnie jestem
we wszystkich rurach i prętach
(wpłynąłem tam słowami podgrzanymi w spiralach)

i trzymając śruby za sześciokątne łby
przywierając za pomocą uszczelek do przecieków
przykręcam do kołnierza szyję

(dlaczego jestem
co ze mną będzie
- dniem do nocy chodzę
wiadomy skończony produkcyjny)

wbija mnie w ulotną trumnę rdzy
palnik nóż tokarski i szlifierka

tkwię tam
aż do wykonania pytania
„W tym przemysłowym ogrodzie”

Panteon przy ulicy Żwirowej
schowała się już połowa gorzowian
za parkiem
za wzgórzem
po zachodniej stronie

tam
w lustrze krajobrazu
tkwią też najlepsze z wyobrażeń
- wspomnienia
- poety z wilczurem na spacerze
- malarza wymieniającego obrazy na sztuki mięsa
- pisarki dostrzegającej biedronkę na wielkim stadionie
- fotografika pstrykającego do płacht gazetowych

w tej świątyni ciszy
zmartwychwstania uczy się też mój wnuk
- dwumiesięczny Wiktor

wyrośnie z niego
świerk dąb lub akacja
- lecznicze ziele zapomnienia
„Wiersze o Gorzowie”

Empik
obok stolika numer jeden
stał ogromny stół numer dwa – młodość

siedziało przy nim około stu adeptów
słowa obrazu sceny tajnej policji
- starzenia się

na stołach szeleściły gazety
i dyskusje kawy z herbatą

czasami wtrącały się woda sodowa
batonik z ciastkiem tortowym
lub ksiądz z cenzorem

po kawiarni i czytelni
przechadzały się wystawy
spotkania autorskie
licealistki z nogami
do samej ziemi
lub szyi

z księgarni emanowała wiedza
lata siedemdziesiąto-osiemdziesiąte
i tonął w oparach dymu
bunt ciszy
„Wiersze o Gorzowie”

Asnyka
przy tej ulicy
na długość domu
zatrzymał się czas
- dzieciństwo moich dzieci

w pokoiku
na czwartym piętrze
małżeńska młodość
cementowała żonę i mnie
męża nieopierzonego

ulica poetycka
przed drugą wojną światową
po przeciwnej stronie
wyhodowała pisarkę Christę Wolf
- Niemkę

krótka
nabrzmiała sąsiadami
ulica
„Wiersze o Gorzowie”

Didaskalia
jedno tylko niebo
a tyle w nim
planet i gwiazd
oraz innych ciał piekielnych
że we mnie
wyobraĄni nie starcza
tylko pustka
co to wszystko mieści
- ruch krzyżujący się z bezruchem
i ty kwiatuszku
sygnale przemijania
odradzania i trwania
myśli adresowanej
w światy odleglejsze
w zaświaty cieplejsze
w nieludzkie
bezbożne
psie życie
moje