![]() | Karol Graczyk |
Karol Graczyk, ur. w 1984. r. w Gorzowie Wlkp. Uprawia poezję, prozę, zajmuje się dziennikarstwem. Recenzent w dziedzinie literatury, filmu oraz muzyki. Laureat i zwycięzca kilkudziesięciu konkursów literackich, m.in.: IX OKP im. Włodzimierza Pietrzaka, IV Legionowskiego Konkursu Literackiego, konkursu o Laur Opina, III Konkursu O Wachlarz Wilhelminy, XVII Ostrołęckiego Konkursu Literackiego im. Dionizego Maliszewskiego, Słowa ¦cieżki Skrawki, Pióro Pelikana, konkursu O Wawrzyn Sądecczyzny (trzykrotnie), V OKP w Turku, konkursu o Złote Pióro Sopotu, XXV Jaworskiej Biesiady Poetyckiej, konkursu Istota człowieka, Spojrzeń 2007, De-konstrukcji 2008, konkursu o Złoty Syfon oraz Wawrzynu Lubuskiego za książkę roku 2008. Kilka razy zasiadał w Jury konkursów literackich. Były członek kilku grup artystycznych, z których wystąpił. Jego proza oraz poezja były kilkakrotnie przedstawiane w mediach. Od stycznia 2006. r. jest redaktorem stworzonego przez siebie internetowego miesięcznika sztuki – Polskie Kulturalne Podziemie (www.pkpzin.pl), w którym publikują zarówno młodzi, jak i uznani artyści. Obecnie PKPZin ma ponad osiem tysięcy czytelników. Od kwietnia 2007. r. jest współpracownikiem redakcji kwartalnika Szafa, a od lipca 2009 autor stałej rubryki poświęconej recenzjom w Kozimrynku. Współpracuje również z Poeticonem, czasem z miejscowymi mediami. W kwietniu 2008. r. założył Stajnię poetycką, której celem jest pomoc młodym, zdolnym poetom w stawianiu pierwszych kroków literackich. Redaktor kilku książek poetyckich. Organizuje spotkania z pisarzami. Swoje teksty publikował m.in. we Frazie, Obrzeżach, Twórczości, Kozimrynku, Tyglu Kultury, ¦ladzie, Zeszytach Poetyckich i Pinezce. Od kwietnia 2009. r. prowadzi stałą rubrykę w Kozimrynku. Opublikował książki – Oko i oko, Osiemdziesiąt cztery oraz Łowy. Wraz z Markiem Wojciechowskim prowadzi Pracownię Literacką w Gorzowie Wlkp. Dwukrotny stypendysta Prezydenta Gorzowa Wlkp. Współorganizator Gorzowskiego Festiwalu Poetyckiego Wartal. Wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Polskie Podziemie Kulturalne. Z książki "Osiemdziesiąt cztery" Płyniemy Nie ma nas w planach ani nekrologach są tylko imiona nazwiska i daty nie znamy granic przed podejściem do nich początek i koniec nie istnieje kiedy idziemy ale dokąd. Ale dokąd. Wchodzimy w pociągi by wysiąść gdziekolwiek zostać tam tydzień uprawiać poezję kiedy płaskie powierzchnie pękają jej w ustach wracamy do domu nim będzie za późsno ale dokąd. Ale dokąd. Chcemy patrzeć w oczy kiedy są niepewne płynie z nich woda tam dokąd idziemy w jedność nieskończoną chory wyjdź z ciała tam gdzie jesteśmy i dokąd płyniemy. Nieczynne do zamknięcia Czytać w półmroku, pisać w pełnym świetle – - albo odwrotnie. Karol Maliszewski. Rękopisy są na wymarciu. Ostatni krawiec w mieście nie jest nieczynny. Jest zamknięty. Przez okno zakładu wisi właściciel. Nie ufaj mi, jeśli nie będę śmiał się z tobą słyszalnie. Lato stygnie, odchodzisz z garścią piachu w rękach. Jeszcze się nie nauczyliśmy, już przestajemy pamiętać. W tym roku wszystkie dni były krótsze od najdłuższego. Sepia (na odwrocie: grudzień 1913) Kremowe rysy w ciemnym brązie tła; z offu trzaski, jakby to miała być klatka starego filmu, w którym on i ona grają pierwszoplanowe role Oskara Fischingera. Zastanów się: on mógł być właścicielem ziemskim i poznać ją, kiedy gościła w dworku barona von Nolkena. Ona mogła wyjść za niego lub pozostać z nazwiskiem, ale bez przyszłości. Pobrali się. On trzymał w ryzach całą okolicę i był zwolennikiem wojny, ona zaszła w ciążę i płakała, kiedy zaciągał się do armii carskiej. Urodzi w sierpniu, dwa miesiące później umrze na gruźlicę nie wiedząc jeszcze, że mąż zginął w bitwie pod Gąbinem. Ziemię tuż po wojnie zrabują, zabiją wszystkich mężczyzn, łącznie z małym Heniem, a kobiety wielokrotnie zgwałcą. Osiemdziesiąt lat później postawią tu kościół. Białe Wyobraź sobie kartkę leżącą na drewnianym stole i człowieka z piórem w ręku. Wyobraź sobie: jest zupełna cisza, tyka zegar, fortepian drzemie w kącie, skrzypi pióro. Cicho i miarowo. Na stole kilka zdjęć i widokówek; ludzie którzy odeszli czarnobielą kadry. Na półkach książki ułożone grzbietami: stronnictwa poetów, przestrzenie krajobrazu, drapanie pióra. Cicho i miarowo. Obok koperty z nazwiskiem, ale bez adresu (koperty podróżują tylko raz w życiu); w rozlewiskach tuszu kartka złożona na cztery miękko ląduje na środku stołu. Nad knotem dygocze dym. Dryf Kiedy dziś znów przekroczysz dawkę, którą możesz przeżyć, w butach pojawią się pokrzywy, a okna rozsypią się w piasek. Rozpoczniesz dryf granicami będzie szerokość łóżka i obszar między palcami stóp – tam rozegra się akcja, którą sobie wymyślisz bez względu na świat zewnętrzny; we własnym możesz zbudować jakiekolwiek miasto i wybrać mieszkańców, którzy wejdą w dryf bez świadomości że są urojeniem. W butach nie trzymasz stóp, tylko cały świat. Od kiedy kiwasz małym palcem stóp, budzę się na dźwięk ściszonej komórki. Z książki "Łowy" Chmury na trawiastych kortach Wimbledonu Nie wiesz jak smakuje gruszka? Nie wiem jak smakuje tobie. Nie będziemy czekać na gwiazdy, inne gówna. Jest ciepły deszcz, asfalt płynie w kierunku morza i powstrzymuje ścieżki przed swoim nadejściem, teoria wielkich liczb przechodzi w liczby pierwsze, więc jesteśmy u źródła i z niego wyjdziemy uczyć się smaków drzew, które wyrastają nam z ziemi jak czarny chleb, pachnące kraty, obok lustro odda na ścieżce wszystkie nasze ślady. ¦ciany zbyt odległe, by wyżłobić odciski palców. Te miejsca świetnie dadzą sobie radę, więc chodź ze mną w te chwile kiedy świat przymiera uczyć się smaków drzew, które daje nam ziemia w okolicach trawiastych kortów Wimbledonu, gdzie stoimy pierwszy raz daleko od domów. VII 2008 Olsztyn Wschodni Olsztyn vApteczka rozciąga się od Acodinu przez Ketanol po pobite lustro. Możliwości tamowania bólu są duże, kiedy perły sypią się po pokojach bez możliwości zebrania w całość, bo cykle są dobre, jeśli nie powtarzają się. Mamy to już za sobą. Wszystko pomiędzy. Po śmierci zamienimy się w pluszowe misie. Chłopcy są tu równie szybcy jak kobiety i pierwsza ważna śmierć. Czas idzie z worka do worka gramami aż płoną oczy. Tytuły piosenek w winampie formują się w wiersze. Tej rzeki nie da się ujarzmić. Można tylko obserwować drogę do morza, patrzeć w siebie jak w weneckie lustra. Dźwięk się nie rusza. VII 2008 Gorzów Wlkp. Origami Pod wpływem słońca kapcie uzależniają się od ciepła, przyjemniej przechodzą pod stopami w niezbędnych kierunkach podcinania przekątnych pokoju, innych kształtów, tu nic więcej nie ma. Dzień składa się róg do rogu, powietrze boli. W stronę szczekania psa rozciągają się pola. W domu schody są gotowe na nasze zejście. Idziemy, nie będąc niczym konkretniejszym od kartki papieru złożonej na cztery części. Układa się niewiele więcej poza babcią krojącą od dawna chleb oparty na piersi, poza nią niewiele wydaje się złożone. Od godziny wkładam palce w żebra grzejnika, a książki osuwają się z półek na dywan. VII 2008 Gorzów Wlkp. |