wodar

Artur Wodarski


Urodził się 30 listopada 1963 roku w Malborku. Od 1966 roku do 1988 roku mieszkał w Elblągu, gdzie dojrzewał i uczył się w Szkole Podstawowej nr 7 i I Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego. Od ponad trzydziestu lat mieszka w województwie lubuskim z tego czternaście w Wyszanowie niedaleko Międzyrzecza. Jest autorem trzech tomów wierszy i jednej powieści. Debiutował w 36/2009 numerze „Pegaza Lubuskiego”. Wydał w 2012 r. tomik wierszy „chrząszczenie” (najlepszy debiut 2012 roku – dyplom Lubuskiego Wawrzynu Literackiego i dotarł do ścisłego finału konkursu na Autorską Książkę Literacką w Świdnicy w 2012 r.
Kolejne książki: „moje wiersze zeszły na psy” (2013) i „wszystkie wiersze mają się dobrze” (2015). Powieść pt. „Rzeka przemienienia” znalazła się w finale konkursu na Literacki Debiut Roku w 2011 r organizowanym przez Wydawnictwo Novae Res, otrzymała I nagrodę w konkursie na najlepszy Elbląski Rękopis Roku i została wydana w Elblągu 20015.. Pracuje jako specjalista ds. zamówień publicznych w PHUP ZEMAR Sp. z oo. Członek ZLP od 2016 r.
Dotychczasowe osiągnięcia i publikacje:
Publikacje: „Kozirynek”, „Odra” , „Prolibris”, „Pegaz Lubuski”, „Szafa”, „PKPZiN”; Antologia Warszawskiej Jesieni Poetyckiej, Poezja Dzisiaj”.
Nagrody w ogólnopolskich kokursach literackich:
Pierwsze miejsce w konkursie na małą formę literacką w 2009 r. - organizator DKK w Milanówku i Instytut Książki; Trzecie miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Z. Morawskiego – 2010 r., Drugie miejsce w XVII konkursie im. Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej – 2010 r., Trzecie miejsce w konkursie poetyckim „O Złotą Wieżę Piastowską” – 2010 r., Drugie miejsce w konkursie poetyckim „O strzałę Erosa” – 2010 r. „Czytamy i piszemy” – 2010 r., Wyróżnienia w konkursach: „O Jabłko Damiany” – 2011 r., „Kobieta” – 2010 r.,
Wydawnictwo Black Unicorn – 2010 r., „O Wawrzyn Sądecczyzny” – 2011 r.
Konkursy „O laur Dziewina”: 2009 r. - trzecie miejsce w poezji, pierwsze miejsce w prozie; 2010 r.: drugie miejsce w poezji i drugie miejsce w prozie; 2011 r. – pierwsze miejsce w poezji i prozie; 2012 r. – drugie miejsce w poezji, wyróżnienie w prozie.
Nominacja do nagrody głównej w IV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Wacława Iwaniuka – 2010 r.

modlitwa babci Franciszki

Matko Święta,
ja Franciszka, z domu Pogonowska,
modlę się do ciebie o ziemię dla mojego męża,
który wyszedł na wojnę i nigdy nie wrócił.
Niech trafi mu się taki kawałek, jak u nas w Usiczach -

tłusty i pełen życia. Niech jego nogi zagłębią się w niej
do kolan, a dłonie nabiorą grudkę ziemi i niech poczuje
zapach przednówka.
Matko Święta,
kiedy głowę przyłoży do tej ziemi,
zobaczy syna swojego. Ten jeden raz niech
spojrzy i zapamięta jego twarz, żeby do końca
z nim pozostała nawet wtedy, gdy już zamknie oczy.
Mnie, Matko Święta, daj tylko kawałek chleba na każdy
dzień mojej tułaczki po tym świecie.To kromka
dla syna mojego Franciszka, żeby nie umarł z głodu, bo
jedna śmierć w tej rodzinie wystarczy.
I nie pozwól mi, Matko, zwątpić, że mąż mój
znajdzie swój kawałek ziemi a ja z synem
swoje miejsce, w którym będzie jak w naszych
Usiczach: tłusto i pełno życia. Amen

ostatni wiersz przed snem

mam taki zwyczaj
pożegnać się z każdym drzewem
dotykiem dłoni poczuć lęk gałęzi
przewidujących nocny atak wiatru
uspokajam je szepcząc staroceltyckie zaklęcia
a liście szumią pełnym zrozumieniem
księżyc rozpala swoje wielkie oko
i czuwa nad naszym snem
tylko niesforna trawa nie zasypia
i straszy koty opowiadając
niestworzone historie
pod moje okno podchodzi spóźniony wiersz
i łasi się do parapetu

czasami starzejemy się w dziecinny sposób

z każdym dniem ubywa jej lat
na początku to były tylko tygodnie i miesiące
teraz idzie już w dziesiątki
w tej chwili na przykład jest dwunastoletnią dziewczynką
i rano zapytała swoją córkę
mamo czy mogę dzisiaj nie iść do szkoły
a przy tym uśmiechała się tak promiennie
że trudno było odmówić
zostań józieńko zostań i poleż sobie
czasami świat stanie w miejscu
i wtedy jeden dzień trzyma ją w uścisku
nawet przez tydzień
znowu ta zupa ogórkowa mówi z pretensją w głosie
chciałoby się powiedzieć że wczoraj była pomidorowa
ale gardło zarasta żalem i ledwie szepczemy
jedz jedz józieńko
trzeba jeść żeby dużym urosnąć
no niech już będzie mówi i radośnie dodaje
ale za to jutro też nie pójdę do szkoły
i chociaż w gardle zastyga nawet powietrze
trudno odmówić dziecku

kropka

nie stawiam kropki na końcu
kropka jest jak przekręcenie klucza
w zamku: trzask i zamknięte
a ja lubię uchylić drzwi żeby światło rozlazło się po kątach
a to co tkwi w środku mogło wyjść na zewnątrz i odwrotnie
nie lubię kończyć kropką
ona ma w sobie coś z ostateczności
a przecież żaden wiersz nie ma końca
powinien oddychać
wchodzić i wychodzić
a klucz musi należeć do wszystkich

Rok ostatni

Jest rok 2022. Przełom września i października. Od początku roku miały miejsce trzy wojny światowe. Pierwsza zaczęła się niewinnie od kłótni o kawałek ziemi na oceanie; jedni mówili, że jest ich, bo wybudowali tam kiedyś urząd pocztowy, drudzy, że z historycznego punktu widzenia należy się właśnie im. Jedni i drudzy wciągnęli w konflikt trzecich i czwartych. Nastąpił efekt kuli śnieżnej. Używając dalej zimowej metafory: przez świat przetoczyła się lawina i nie ominęła nikogo. Druga wojna była tylko konsekwencją pierwszej: po licznych bombardowaniach kawałek ziemi na oceanie zniknął pod wodą, co stało się zarzewiem dla drugiej odsłony zbrojnego konfliktu. Jeszcze raz lawina przetoczyła się przez cały świat i nikogo nie pozostawiła obojętnym. Właściwie niewiele wiadomo o trzeciej wojnie. Nikt już nie pamięta kto pierwszy rzucił kamieniem, kto zamachnął się kijem… Zaczęło się niespodziewanie w czerwcu i nagle w lipcu ucichło. W sierpniu z wody wyszły dinozaury. Najpierw pojawiły się roślinożerne, a zaraz po nich creme de la creme tych gadów: tyranozaury. Z gór przyfrunęły pterozaury, a ludzie pochowali się w jaskiniach.
Powoli nadchodziła jesień. Wraz z nią przybywało drapieżników, a ubywało ludzi. Nieliczni wywędrowali wysoko w góry, tam dokąd nie mogły dostać się najgroźniejsze ze zwierząt. Na początku września zaczął padać deszcz: najpierw spokojnie, a później opady stały się tak intensywne, że czasami niczego nie można było dostrzec przez ścianę wody. Oceany i morza wystąpiły ze swoich granic. Garstka uratowanych z przerażeniem patrzyła, jak woda podnosi się i połyka kolejne kilometry ziemi. Ludzie szli jeszcze wyżej, aż dotarli do szczytu, który wznosił się ponad chmurami. Wszyscy mieli problem z oddychaniem i po każdej nocy ubywało ocalonych, umierali z wycieńczenia, staczali się z góry i ginęli w odmętach wody. Wreszcie zostało tylko dwóch ludzi. Obydwaj byli przeraźliwie głodni i śmiertelnie zmęczeni, ale kiedy przelatujący nad ich głowami ptak wypuścił z dziobu rybę, rzucili się na nią angażując w walkę resztki sił. Można by powiedzieć, że na przełomie września i października, na wierzchołku góry, wśród spienionych fal i padającego deszczu, stoczono ostatnia bitwę czwartej wojny światowej. Jeszcze zanim krew pokonanego spłynęła po skałach do wody, zwycięzca zatopił zęby w zdobycznej rybie; nie jadł, tylko w sposób żarłoczny zaspokajał głód. Nagle złapał się za krtań i kaszlnął. Próbował złapać oddech, ale rybia ość, która utkwiła w przełyku, nie pozwalała na złapanie powietrza.
Mężczyzna osunął się na ziemię. Jego twarz nabrzmiała czerwienią. Próbował uderzyć ręką w plecy, by wykrztusić ość, ale nie mógł dosięgnąć. W ostatniej chwili, tuż przed śmiercią w jego głowie pojawiła się myśl, że gdyby nie zabił… Jest grudzień. Rok 2022. Rok ostatni.
[ARTUR WODARSKI]

O Wodarskim poecie i wschodzącym prozaiku

Artur Wodarski do tej pory był autorem trzech tomów wierszy i krótkiej powieści pod tytułem „Rzeka przemienienia”. Zaczynał od wierszy. Tom „chrząszczenie” został uznany za najlepszy debiut 2012 roku w ramach Lubuskiego Wawrzynu Literackiego. Jego tomiki wierszy mają oryginalne tytuły. Drugi to „moje wiersze zeszły na psy”, a trzeci „wszystkie wiersze mają się dobrze”. Trzy tomiki z taką samą szatą graficzną: płócienna okładka z wąską pionową naklejką zawierającą tytuł tomu i ilustrację. Wewnątrz także kolorowe zdjęcia z obrazami wybranego malarza lub – jak w ostatnim – ze zdjęciami wykonanymi przez autora. W ostatniej – wklejki z obu stron okładki ze zdjęciami pól żółto kwitnącego rzepaku wprowadzają nastrój optymizmu. Wewnątrz też zdjęcia przyrody z szerokim pejzażem pól, z chmurami lub słońcem. Wszystko dobrze. Wiersze Artura Wodarskiego są dość długie, w każdym dużo się dzieje. Autor pisze rozbudowaną frazą, operuje skomplikowanymi w formie zdaniami. Są tam wzruszające wspomnienia rodzinne, opisy spotkań z przyjaciółmi, historie miłosne własne i cudze. Dużo odniesień do polskiej historii, dużo refleksji nad współczesnością. Historię wprowadza babcia, osoba starsza, autor nie ukrywa, że ze sklerozą. Ale właśnie skleroza powoduje, że babcia przywołuje z pamięci swoją szkolną koleżankę, Żydówkę, której nie obroniła przed Niemcami i teraz bardzo tego żałuje. Jak my się zachowamy w takiej sytuacji, zdaje się pytać autor. Albo wiersz „Kroniki kanadyjskie z Gałczyńskim w tle” o wyjeździe do Toronto, o spotkaniu z przyjacielem z lat młodości, o luksusie, jaki ofiaruje tamten kraj. A jednak co chwila w wyobraźni wraca koń i zaczarowana dorożka z wiersza Gałczyńskiego. Odzywa się polska kultura. Więc – tu fragment wiersza: pytasz czy mógłbym zostać? / w telewizji dziwne wiadomości z kraju / a tutaj tyle możliwości / tam większość supłów nie do rozwiązania / tu proste wydają się nawet chodniki // a jednak zamykam mroźne okno / i wracam // nawet koń zwariował ze szczęścia / a najdziwniejsze jest to / że uśmiechnęła się dorożka. Artur Wodarski tymi wierszami opowiadał. Nie dziwi mnie więc, że kolejna jego książka miała formę powieści. Jeszcze krótkiej, jeszcze w zasadzie z jednym wątkiem, ale mam odczucie, że musiał ją napisać, bo wiersz już mu nie wystarczał. Coraz częściej na łamach Czasopisma Literackiego „Pegaz Lubuski” zaczęły się pojawiać nowele i opowiadania. I choć dalej pisał bardzo dobre wiersze zaproponowałem, by do druku przygotował książkę z tą swoją „małą prozą”. Z przyjemnością oddaję czytelnikom Artura jego nową książkę. Czy podzielą oni przyjemność wydawcy? Ocenę poprzednich książek wydała w roku 2016 Komisja Kwalifikacyjna przy Zarządzie Głównym Związku Literatów Polskich przyjmując ich autora w poczet członków zwyczajnych tej organizacji pisarskiej. Tom opowiadań i nowel zatytułowany „Drzazg” zaskakuje wielością, ale przede wszystkim oryginalnością literackich pomysłów. Autor ogląda współczesny świat, obserwuje ludzi, ale ich portrety lub rozwiązanie losów lekko zagina, jakby w krzywym zwierciadle. Czasami jest to wyolbrzymienie, czasami zakręt w z pozoru ślepą uliczkę, ale z zachowniem sensu, czasami tylko szyderczy uśmiech. Zawsze jednak jest w tych opowieściach dobrotliwe poklepanie autora po plecach bohatera. W świecie Artura Wodarskiego nie ma zła, nie ma nawet zwłośliwości. Za to jest humor, nawet jeśli podany nieco z przekąsem. Jego jakby równoległą drogą podąża towarzyszący niektórym tekstom rysunek JackaLaudy, znakomitego gorzowskiego autora humoresek i obrazów. W każdym z opowiadań jest jakiś ,,drzazg”, jakieś zaskoczenie, zgrzyt, ale taki, na jaki dotąd nie ma polskiego określenia. Bo co to znaczy „drzazg”? Jeszcze nie drzazga, ale już jakiś zgrzyt, coś dokuczliwego, a nawet bolacego. Zapraszam do lektury. I do pomyślenia o „drzazgu”.
Ireneusz K. Szmidt

Wiersze do nowego tomu „pewnego razu w...”

z tymi wierszami należy uważać

są jak zatrute wino
lub bluszcz co oplata
tu możesz ugrzęznąć
zakopać się po kolana
i nie znajdzie się metafora
która wyciągnie cię na zewnątrz
z tymi wierszami należy uważać
możesz się w nich zakochać
i wtedy będą poezją
ale równie dobrze
możesz je znienawidzić
a wtedy staną się drzazgą
lecz w jednym i drugim przypadku
(i to właśnie jest w nich
niesamowite)
zaszyją się głęboko w sercu

łapy precz od poezji

wszystkim przychodzącym ze skalpelami
bardzo dziękuję
ale nie ma co wycinać z tych wierszy
w ten sam sposób dziękuję nadmiernym erudytom
fałszywym analizatorom
kosmologom
i odkrywcom nowych lądów
zwolennikom spisków niecodziennych
teoretykom praktykowania
praktykom teorii
i wszystkim dla których poezja
jest niczym ciąg fibonacciego
logiczna od początku do końca
zresztą akurat matematycy
powinni wiedzieć najlepiej
że są takie problemy
których nie da się rozwiązać
i wtedy nazywamy to poezją
[ARTUR WODARSKI]