![]() |
Irena Zielińska |
Urodziła się w 1956 r. w Gorzowie Wlkp. Poetka i malarka. W twórczości znajduje sposób na rozliczanie świata, w którym przyszło jej żyć. Choć słaba i krucha, czyni to z rzadko spotykaną ekspresją. Debiutowała w 1977 r. w miesięczniku „Odra” (Wrocław). Mieszka w Międzyrzeczu. Debiutem książkowym Ireny Zielińskiej był tom wierszy „Oceania Irenejska” (Gorzów 1998). Drugi tom jej wierszy ma tytuł „Naga rzeka” (Gorzów 2003). Oba autorka sama ilustrowała. „Naga rzeka” nominowana była do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego, a w tym konkursie dostała nagrodę za najładniej wydaną książkę w województwie lubuskim w 2003 r. Jej wiersze wielokrotnie prezentowano w programach radiowych i telewizyjnych. Współpracuje z prasą lokalną („Kurier Międzyrzecki”) i gorzowskim czasopismem literackim „Pegaz Lubuski”.
Irena Zielińska jest plastyczką, pisze wiersze. I w jednej, i w drugiej dyscyplinie twórczości wypowiada to samo: uczucie przerażenia światem i dojmujące poczucie samotności. Można powiedzieć jeszcze inaczej: poczucie niedostosowania. Jest osaczona więc się broni. Ona chce swój ból wykrzyczeć. Najprościej da się to zrobić przy pomocy środków estetycznie ostrych. Wzmacniając ekspresję przy pomocy dużych liter, wykrzykników, wielokropków, mnożeniu dookreśleń. Jeśli powie, że jej sen upadł to doda: „jak człowiek/ spluty/ rozbity/ zagrożony/ umarły”. Na wysokim diapazonie. Rodowód tej poezji jest ekspresjonistyczny. Czasem jak w "Galerii szalonych" nadmiar ekspresji ociera się o granice groteski chyba raczej nie zamierzonej. Z natury rzeczy musi to przywołać swoje przeciwieństwo - ciepło i łagodność. Tak dzieje się w wierszu "Monice". Jest to tak powiedzmy, sfera marzeń nieosiągalnych. Im bardziej świat jawi się jako piekło, tym bardziej tęskni się za rajem. Im bardziej czuje się odrzuconym, tym mocniej poszukuje się tego, co jednoczy ze światem. I tak właśnie dzieje się w tych wierszach. Andrzej K. Waśkiewicz – redaktor zbioru „Oceania Irenejska” w posłowiu O „Oceanii Irenejskiej” Spośród zbiorów poetyckich, jakie ukazały się ostatnio w Gorzowie, „Oceania Irenejska” jest książką najbardziej frapującą. Niezwykle sugestywne, ekspresjonistyczne wiesze są godne zauważenia. „Irena Zielińska jest plastyczką i pisze wiersze. I w jednej i w drugiej dziedzinie twórczości wypowiada to samo uczucie przerażenia światem i dojmujące poczucie samotności” – pisze w posłowie Andrzej Waśkiewicz. Podmiot „Oceanii” odkrywa przed człowiekiem świat smutny, pełen niezawinionego cierpienia, goryczy i braku nadziei. W swoich wizjach autorka idzie daleko kreśląc rzeczywistość, w której wszelka walka jest bezowocna, a wyrokiem człowieka jest jego osamotnienie. (...) Natomiast wiersz „Monika” pozornie niezdarny, chimerycznie rymowany, dziwnie melodyjny, w coraz innych zestawach powtarzający pewne słowa pokazuje drugą naturę Zielińskiej, osoby lirycznej, tęskniącej za pięknem, instynktownie podążającej za światłem, pełnej ciepła i miłości. Ale to raczej rzadkość. (...) Od strony formalnej ten zbiór wierszy to tygiel równie, a może jeszcze bardziej zdumiewający. Fragmenty czarująco świeże następują po trywialnych. Obok kunsztu pojawia się niezdarność, obok celnego skrótu – niezrozumiała konstrukcja, obok zwięzłości i komunikatywności – wielosłowie. Wszystko to sprawia, że „Oceania” zdecydowanie umyka jednoznacznej ocenie. Jarosław Naus „Choć cała krzykiem jestem...” „Arsenał Gorzowski” 1998 nr 7/8 Wariatka tańczy (fragm.) każdy z nas tańczy to co potrafi najlepiej najprawdziwiej najczulej najmądrzej (...) tańczą ludzie na mostach na lądzie i w ustroniu galaktyki i każdy jak Grek Zorba chociaż raz w życiu tańczy swój smutek Szczęście w tańcu wygląda jak na wpół pęknięte lustro twarz piękna, pęknięta w lustrze faluje Wariatka tańczy Esy-Floresy gestem oszalałej Szarlotty z Awinionu rujnuje swoją i tak efemeryczną już vmałą stabilizację Wyciąga ręce w samotnię a nogi splątują się w węzeł a usta milczą zaciśnięte w ciszę studzwonną serce wariatki tańczy spaliwszy się przedtem w aloesie A lustro nadal odbija powidoki tysiąca Wariatek tańczących wciąż dalej i prędzej i smutniej... Międzyrzecz Postacie w moich obrazach przechadzają się po mnie i jak Los wstępują w samo dno istnienia Wychodzą za mnie ręce i głowy, bez głowy Za ciężkie na ramiona wątłe na trafne widzenie W barwach mam jakiś ciężki sen na Jawie twarze podobne do kruków plam jąkanie w przestrzeni czarnych jak moja Ziemia Dodaję do czerni czerwieni podobnej do bruku na którym roztrzaskał się w kawałki dziki posąg sumienia Czasu nie mam wcale na malowanie nóg owadzich Za wątły jest kręgosłup myśli moich własnych Nie mam nic prócz rozterki i idei płazów za śmieszno mi jest w cyrku pełnym błaznów Maluję zatem krzywe twarze, maski rozdam w teatrze Niech popatrzą w ciżbę na ręce roztańczone oklaskami zdarzeń Są pięści zwyrodniałe Na prawdę za póĄno Ale powiem Wam moją - głośną i wrzaskliwą Jak twarz idioty - skrzywioną rozdartą szponami że dniem maluję krzywe twarze ręce - porachunki? A nocą nocą - konam wszystkimi siłami. |