![]() | Iwona Małgorzata Żytkowiak |
Urodziła się w 1963 roku, mieszka i pracuje
w Barlinku. Ukończyła filologię
polską na Uniwersytecie Szczecińskim,
studia filozoficznoetyczne
również na US oraz studia
polonistyczne w IBL PAN w Warszawie.
Matka czterech synów.
Pisze „od zawsze”. Powieść pt. „Tonia” to jej debiut literacki. Na druk czekają następne książki: „Tak żyć się nie da”, „Spotkania przy lustrze”, „Całkiem dobre życie”. Na warsztacie ma piątą powieść pt. „Drugie piętro”. Fascynuje ją wiele rzeczy od zwykłych codziennych spraw poprzez sztukę, muzykę do poezji – szczególnie umiłowała sobie Herberta. Sama także pisze wiersze. Skazana na codzienność Chyba jest coś w aurze Barlinka, że powstają tam ciekawe książki. W Barlinku mieszkał znakomity pisarz Bronisław Słomka, przez wiele lat redaktor naczelny „Ziemi Gorzowskiej”. Dla niego Barlinek zawsze był najważniejszym poligonem obserwacji ludzi i spraw. Bohaterami wszystkich jego książek są mieszkańcy miasteczek takich jak Barlinek, których przenosi do rzeczywistości wręcz magicznej, często zyskując przy tym wymiar universum. Szkoda, że po jego śmierci nie została wydana ostatnia, kapitalna książka pod tytułem „Przebierańcy”. Z Barlinkiem licznymi więzami związana jest Romana Kaszczyc, przede wszystkim plastyczka, ale także autorka urokliwych legend i baśni mocno osadzonych w realiach przyrody i historii tego miasta, a także wierszy i tekstów piosenek. Niedawno ujawniła się Eliza Chojnacka, autorka powieści „Nieporządna?”, wiersze dla dzieci, czasem także dla dorosłych, pisze Jolanta Karasińska. Jestem przekonana, że to nie koniec listy osób z Barlinka zajmujących się literaturą, ale ostatnio na czoło nowych wysuwa się Iwona Małgorzata Żytkowiak. W ubiegłym roku wydała pierwszą powieść pod tytułem „Tonia” (pisaliśmy o niej w 3. numerze „Pegaza” z 2011 r.), niedawno ukazała się druga – „Spotkania przy lustrze”, a że autorka ma już gotowe następne, pewnie niebawem będziemy mogli je poznać. Bohaterki książek Iwony Małgorzaty Żytkowiak też mieszkają w małym mieście, jakby w Barlinku, ale nie ma tam ani tej nazwy, ani innych form identyfikacji miejsca akcji. Swoją wiedzę o świecie, a przede wszystkim o kobietach, autorka bez wątpienia czerpie ze znanego jej otoczenia, ale diagnozę przenosi w szerszy wymiar, nadając losom swoich bohaterek wymiar uniwersalny. Główna bohaterka „Spotkań przy lustrze”, Łucja, jest taka sama jak tysiące kobiet w Polsce: ma dwoje dorosłych dzieci, niezłe małżeństwo, ustabilizowaną sytuację materialną i codzienność, która daje jej poczucie bezpieczeństwa. Ale nagle umiera jej mąż i burzy się cały ten porządek rzeczy. Łucja siada przed lustrem, patrzy w swoje zmęczone oczy i nie umie sama wykonać choćby jednego kroku w samodzielne życie. W powieści „Spotkania przy lustrze” nie ma akcji. Są wspomnienia, przez które poznajemy całe życie Łucji i jej rodziny, ale nieuporządkowane chronologicznie, jakby powyrywane z różnych etapów życia bohaterki. A mimo to otrzymujemy pogłębiony portret psychologiczny współczesnej kobiety. Z jednej strony rzeczowej, spokojnej, poukładanej, a z drugiej zbyt słabej, aby wrócić do życia po ciosie, jakim dla niej była śmierć męża. Poznajmy Łucję, gdy minęły już trzy lata jej życia ograniczonego do rozmów z sobą przy lustrze i ewentualnie kieliszka czerwonego wina. Tu już nie chodzi tylko o żałobę po mężu. Łucja nie widzi sensu swojego życia. Wiele osób stara się pomóc powieściowej Łucji: ma wnuki od syna, ma córkę spodziewającą się PREMIERY KSIĄŻEK dziecka, ma teściów, którym ona pomaga jak może, ma nawet kota wymagającego jej codziennej troski. A przecież nic nie jest w stanie wyrwać jej z marazmu, który tylko wzmaga jej wyobcowanie. Ona też ma coraz silniejszą świadomość, że sama niszczy swoje życie, próbuje podjąć pewne kroki, ale są one tak niewielkie albo tak w sumie nieznaczące, że nie wpływają na istotną zmianę. Czy taka postawa jest możliwa w świecie, w którym kobiety tworzą swoje Kongresy, gdy zdobywają parytety w polityce i gospodarce gwarantujące im akceptację na wysokich stanowiskach, gdy w niemal każdej wsi są inicjatorkami i organizatorkami nie tylko lokalnych zdarzeń? Małgorzata Żytkowiak twierdzi, że ciągle obok nas są kobiety, którym w dzieciństwie nie dano miłości (jak Łucji), dla której małżeństwo było naturalnym krokiem po dziewczęcym zauroczeniu chłopakiem, ale bez wielkiej miłości (jak Łucja), które nie potrafią z mężem i z dziećmi rozmawiać o sprawach ważnych, na przykład swoich uczuciach (jak Łucja). Czy tak ograbiona psychicznie kobieta może dostrzec piękno i urok życia? W końcu powieści mamy delikatne symptomy zmian: będący w podobnej sytuacji, choć znacznie od Łucji starszy znajomy z cmentarza już zdołał się wydźwignąć, choć jemu na pewno było trudnej, już Łucja cieszy się na wiadomość, że jej córka właśnie urodziła swoją córkę, już podoba jej się Majorka, choć gdy tam była po raz pierwszy z mężem, wszystko ich mierziło. Podczas spotkania w klubie „Lamus” Małgorzata Żytkowiak powiedziała, że świadomie odrzuciła udział uczucia do mężczyzny jako inspirację do życia. Bo – jej zdaniem – takie fabularne rozwiązanie byłoby pójściem na literacką łatwiznę, a z drugiej strony kobieta dojrzała jak Łucja nie tak łatwo poddaje się chwilowemu zauroczeniu mężczyzną. Autorka ma nadzieję, że jej Łucja ruszy się sprzed lustra, by zobaczyć piękny świat. W scenie końcowej Łucja zmienia meble w swoim domu, ale wśród kupionych rzeczy jest... nowe lustro. Iwona Małgorzata Żytkowiak wysoko postawiła sobie literacką poprzeczkę. Tematem głównym powieści uczyniła pustkę, a o tym, czego nie ma, pisze się najtrudniej. W czasach, gdy wszystkie media kreują kobiety samodzielne i zaradne, ona pokazuje kobietę słabą, niezdolną do przebijania się przez życie, poddającą się utartym wzorcom kobiecego życia, roli, jaką dała jej biologia i obyczajowość, bez próby podjęcia jakiejkolwiek zmiany. Bo choć najczęściej czytamy o pięknych i młodych celebrytkach, musimy pamiętać, że w małych miastach – i nie tylko – najwięcej jest kobiet skazanych na codzienność, żyjących według utartych wzorców i nieradzących sobie, gdy coś (tu śmierć męża) ten wzorzec złamie. Gratuluję Małgorzacie Żytkowiak drugiej dobrej książki, choć zastanawiam się, czy ją Państwu polecać, bo tyle smutku niesie. Zapewniam jednak, że ci, którzy cenią sobie wartości literackie, na pewno się nie zawiodą. Krystyna Kamińska Iwona Małgorzata Żytkowiak, Spotkania przy lustrze, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2012, s.228 |