![]() |
Tomasz Korbanekpoeta |
Urodzony 4 XI 1985 r. w Gorzowie Wlkp. Absolwent
Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie
Wlkp., w której studiował filologię polską.
Od czerwca 2009 r. uczestnik warsztatów literackich
Klubu Poetów Okrągłego Stołu w Grodzkim Domu Kultury. Debiutował w 2010
r. w antologii klubu pt. „Słowa rodzą wiersz”. Interesuje się psychologią, dobrą
literaturą i akwarystyką. Jego debiutem książkowym jest tomik pt. „Krajobraz
z brzozą” wydany w „Portfelu Poetów Okrągłego Stołu” jako 58. vol. Biblioteki
Pegaza Lubuskiego w roku 2014.
Zainteresowania literaturą: Dostojewski, Bułhakow, Kafka. Lubi poezję młodopolską,
szczególnie Leopolda Staffa za piękno i klimat. Także Krzysztofa Kamila
Baczyńskiego, Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta oraz poetów okresu baroku.
Ceni poezję ks. Jana Twardowskiego za prostotę i mądrość.
Odmienne postrzeganie świata prezentuje tomik
„Krajobraz z brzozą” Tomasza Korbanka. Ten młody
autor buduje swój obraz rzeczywistości przez pryzmat
tego, co przeżył, podkreśla swą więź z miejscami, ludźmi,
z tym wszystkim, co towarzyszyło jego wzrastaniu.
Wykazuje przy tym niezwykłą wrażliwość estetyczną
w opisie bliskich mu przestrzeni, wydobywając ich
kruchość i ulotność, jak choćby w impresji:
zachodzące słońce
kładzie się blaskiem na ściółce
oplata pnie sosen
spaceruje po kruchych mostach pajęczyn.
Nieopodal brzoza przykryta cierpieniem.
Złamana w półszepcie.
Anna Dominiak
274
KWIECIEŃ
Na błoniach w parku
rozwijają do lotu skrzydła
foliowe ptaki,
ścielą się cienie sosen,
młody ojciec w bluzie
z kapturem
gra z synem w piłkę.
Tu,
z mojej ławki
słucham okrzyków z gniazda
przy którym właśnie
rozsiadło się słońce.
ZMIERZCHANIE
Żagiew księżyca
rozjaśnia drogę,
w klatkach konarów gawrony
układają pisklęta do snu.
Na brzegu rzeki bezdomny i pies
próbują zrozumieć
mowę płomieni.
* * *
W stuokiennych blokach
blask żyrandoli,
balkony obrosłe w ogrody,
flesze ekranów na których
świat dawkowany
w odcinkach seriali.
Mury
wzniesione, by łączyć,
wydzielać przestrzeń, chronić
sekrety ciał, spędzać
resztki snu z powiek,
od czasu do czasu
wtopić się w chmury.
TRYPTYK O CHŁOPCU
Z ZESZYTÓW SZKOLNYCH
1. LEKCJA WYCHOWAWCZA
Chowa się za plecami
klasowych Goliatów
i Herkulesów,
w milczeniu
obgryza paznokcie,
czeka na dzwonek, przełyka
kompleksy.
Widzę go wchodzącego
po szczeblach drabiny w dorosłość,
od kołyski ma lęk wysokości,
panicznie
boi się zderzeń
z rzeczywistością.
2. LEKCJA GEOMETRII
Kwadrat boiska zamyka obszar
długich spacerów pomiędzy
lekcją historii
a matematyką.
Zliczam na palcach
trafione kosze,
mnożę potknięcia przez sińce,
błądzę po osiach
odciętych i rzędnych
gdzie strach i ambicje
siódmoklasisty
schodzą się w punkcie zero.
Kwadrat boiska
zaczyna krążyć.
3. LEKCJA JĘZYKA POLSKIEGO
Została mi po nim
sterta brudnopisów,
mnogość słów wciśniętych między
zwarte szeregi linii.
Kartka po kartce
śledzę zmiany w piśmie,
czytam go w sobie
od pierwszych błędów i skreśleń aż
po wykrzyknik.
275
WERTEPY
Stygną obłoki, polami brukwi
płyną z zachodu maszty
elektrycznych słupów
– nieujarzmiona flotylla widm
kusi mnie coraz bardziej
wycieczką poza widnokrąg.
MOJE MIASTO
– PANORAMA
Piętra świateł ponad skarpami,
rój pełgających latarni,
kilometry schodów i ścieżek
do wydeptania.
MARZENIA
Spisane na kartce
zielonym tuszem
złożyłem
w kształt samolotu.
W połowie drogi
Mam za plecami
dwa cienie,
dwa złote w portfelu
– za mało na bilet
powrotny i
coraz mniej złudzeń.
Dwa klucze ptaków
przekrzykują wiatr,
łączą się w znak zapytania.
ZA KWADRANS SIÓDMA
Odpadam tapetą kwiatów
od ściany
chłodnej jak świt,
nakryty kołdrą
mierzę się z czasem
– wygaszam budzik.
Na stole w kuchni
czeka wczorajsza zupa,
niedokończony
wiersz w notatniku;
deszcz na szybach układa
harmonogram dnia.
Z REKOLEKCJI
Mówią
– modlitwa to łagodny uścisk
silnych ramion Boga.
Robię krok naprzód, dwa w tył;
czekam na dłoń.
NIEOBECNY
Po cichu urywa się z lekcji
dzieciak wycięty z kadru kreskówki,
z dala od spojrzeń
starszych o numer
typów spod szatni
wyjmuje z kurtki postać herosa
– stróża anioła o skrzydłach
Batmana,
mantrując coś w sobie
znanym języku
odparowuje chmurką z komiksu,
smugami maszyn
tnących przestworza
na części snu
dzieciak drzemiący
w ciszy antyram, arkuszach zmyśleń.
MARZENIE
Dzieci
odkrywają w ciemnym pokoju
porzucony okręt
w kształcie starej kanapy.
Planują daleką podróż
szlakiem prowadzącym
za niedomknięte drzwi.
Dzieci
już dorosły,
zapuściły brody,
ukończyły szkoły.
Okręt w kształcie kanapy
podryfował
wprost na wysypisko.
Pozostał ruchomy pejzaż
chwilowo niedokończony
malowany z pamięci
276
Jak w krajobraz z brzozą wchodzę
w czerwień poza horyzontem
Czym jest poezja? Czy niepochwytnym, wymykającym się jednoznacznym
przyporządkowaniom słowem? Czy meandrującą myślą? Czy grą umysłu z językiem?
Jak odróżnić tę wynikającą z jej istoty nieoczywistość od zwykłego kuglarstwa,
werbalnej ekwilibrystyki? I czy istnieje sposób, by dotrzeć do jej sedna? By
w odbiorze zbliżyć się do zrozumienia autorskiej intencji? To trudne, bo przecież
balansując na granicy między sensami, tworzy często osobną przestrzeń, w której
słowa nie potrzebują uzasadnień dla własnego istnienia.Tę przestrzeń każdy
poeta buduje w sobie bliski, wypływający z wewnętrznej konieczności sposób.
Każdy z czterech debiutanckich tomików, składających się na wydany w czerwcu
2014 r. nakładem Biblioteki Pegaza Lubuskiego „Portfel Poetów Okrągłego Stołu”
pokazuje, jak rozmaite może być traktowanie materii słowa, jak różnie, poprzez
język, można artykułować swój wewnętrzny świat.
Wspomniany Portfel Poetów mieści, obok zbiorów starszych wiekiem i bogatszych
w twórcze doświadczenie, tomiki młodych i bardzo młodych debiutantów. Każdy
z tych zbiorów pokazuje, co oczywiste, subiektywny, indywidualny pogląd na świat
i wyraża to w ciekawy, daleki od banalnego zachwytu czy naiwnej negacji sposób.
Nie będzie ryzykiem stwierdzenie, że te tomiki to świadectwa ważnej inicjacji,
że są niełatwe, wyzwalają zaangażowanie, by nie powiedzieć, stanowią niejednokrotnie
prawdziwe wyzwanie w czytelniczej konkretyzacji. Wiersze Tomasza
Korbanka, Patrycji Kopackiej, Pauliny Waszkiewicz i Kamila Melera pokazują, jak
można w literaturze odpowiedzieć na ważne pytania płynące ze współczesności
i jak można, nie wstydząc się wzruszeń, mówić o przeszłości.
Takim właśnie, skierowanym w przeszłość jest zbiór wierszy Tomasza Korbanka
pt. „Kraj-obraz z brzozą”. Młody autor w nieco klasycyzującej, poświadczającej
wyjątkową wrażliwość i kulturę liryczną formie pokazuje, że to, co dzisiaj,
jest cieniem tego, co minęło, że zakotwiczone w pamięci obrazy są filtrem, przez
który patrzymy na to, co nas otacza. Teksty pokazują rozpiętość pomiędzy ujmującą
wrażliwością chłopięcego spojrzenia a dojrzałą, męską perspektywą, która
ujawnia zrozumienie procesu przemijania. To ufne spojrzenie rozmiękcza obraz
tego, z czym podmiot zmaga się jako dorosły mężczyzna, co nieuchronnie przynosi
„dzisiaj”. Dorastanie jest bowiem, jak przekonuje, doświadczaniem świata,
który traci barwy:
przed skrzyżowaniem
oberwała się chmura
deszcz rozmył kolory
wygasił obraz w źrenicach mężczyzny.
Sentymentalne akcenty budują tę refleksyjną, osobną przestrzeń, w której
poeta nie obawia się wzruszeń. Opisywana rzeczywistość zdaje się ciasno przylegać
do autora, jest mu znana i nieobojętna. Wspominana z nostalgią przeszłość
277
jest fundamentem, bezpieczną konstrukcją, na której opiera się niepewna teraźniejszość.
Bohater wierszy nie unika mówienia wprost, eksponuje swoje podmiotowe
spojrzenie:
nie potrafię przelać na papier
goździków i cynii
zgubiłem gdzieś mapę ogrodu
z punktami kryjówek i skarbów.
Deklarowane przez autora upodobania modernistyczne wyraźnie uobecniają
się w wierszach – impresjach, rejestrujących epifanijne momenty, chwilowe zachwyty.
Pomiędzy tymi subtelnymi opisami zapadających w pamięć świtów i zachodów,
odzywają się także niedające się wyprzeć egzystencjalne lęki, wyzwalane
przez samotność, poczucie obcości czy zagubienia.
Wśród nich, zwracająca szczególną uwagę, niezwykłej urody miniatura
„W świątyni”, z pięknie zwerbalizowaną potrzebą skrycia się w drugim człowieku:
płomienie kinkietów
nie rozpraszają nocy
napływającej do źrenic.
Pozwól mi dzisiaj
schronić się w Tobie.
Wyjątkowe, subtelne, utrzymane w barwach sepii, jak zdjęcia w starym albumie
wiersze Tomka Korbanka są świadectwem doskonałego odnalezienia się tego
poety w klasycznej, wolnej od pretensjonalnej nowoczesności konwencji.
Anna Dominiak
„Pegaz Lubuski”, 2014, nr 3 (58)
MIMOCHODEM
Pomieścisz w głowie obłok
nabity kulami gradu,
tętent o wiatę
przystanku na pętli,
całkiem przypadkiem
schowasz pod skórą
szwadron kamienic
o licach skutych
oczekiwaniem
na koniec świata,
stłoczone w klatkach,
oknach półpięter
sny z których nigdy
nikt nie rozlicza.
USTRONIE
Gałki latarni ściągają ćmy,
draśnięty światłem łowca motyli
mości się w siodle
srebrnej huśtawki,
między chaszczami
dzikiego kopru
błąka się podlot sroki,
celując w niebo ołowiem źrenic
rozkłada skrzydła
w znak rezygnacji. Stoję, słuchając
preludium świerszczy, intruz z osiedla
sześciennych metrów
osamotnienia
kurtuazyjnie
stawiam krok wstecz.
Klei się do chmur
czoło księżyca.
|