paliga

Renata Paliga


Urodziła się w 1967 roku. Ukończyła Akademię Medyczną w Poznaniu, pracuje jako lekarz. Debiutowała w 2001 roku w antologii „Zmierzch XX wieku” w wydawnictwo TadAd w Jastrzębiu Zdroju. Jej wiersze weszły do innych antologii opublikowanych w tym wydawnictwie: „Osiodłać Pegaza” (2002 r.), ,,Poetycki różaniec” ( 2002 r.), „Codzienność” (2002 r.). Autorka scenariuszy filmowych i książeczki dla dzieci. Od roku 2006 członek Klubu Literackiego GDK, jej utwory włączono do antologii „Zapisani w wierszach”.oraz „Wsłuchani w kamienie Gorzowa”. Ponadto często publikuje na łamach „Pegaza Lubuskiego”. W roku 2008 wydała tomik wierszy p.t. „Gruszka na wierzbie”.

cedr

mówisz
że nie rozumiem twojej samotności
a przecież jesteś
jak cedr
któremu kazano śpiewać pieśni sosen
kołyszesz się jak one
z obcym wiatrem
słychać w twych włosach dźwięk tamtamów
daleki, osłabiony tęsknotą
wyróżniasz się
na tle przyprószonego świata
mój barbarzyńco...

codzienność

zapomnianym światłem
mgnieniem podążam
trakt codzienny
chwytam ukradkowe spojrzenia
jak zakurzone witraże
unoszę w świat modlitwy

zostawiam okruchy siebie
w dobrym słowie
w geście pełnym nadziei
to nic, że dusza mroczna
a myśli samotne
istnieję
ja, szafarz radości...

*
szary świt
szare dni
szare garnitury
wyważone słowa
twarze – maski
w takich samych okularach

oparta o szybę
patrzyłam
jak zadzierając falbaniaste spódnice
boso i niestosownie
skowycząc
ucieka miłość...
(od Cygana z parteru
z ulicy cygańskiej)

Zupa z dnia

siódma trzydzieści
szczypta pośpiechu
odpruty guzik
zmiana planów
spojrzenie w lustro
marudzenie dziecka

mieszamy

dodać żar południa
ciężar zakupów
drugą kawę
sto niepotrzebnych rozmów

gotować przez chwilę
doprawić uśmiechem

spożywać z muzyką wieczorną
nigdy samotnie...

Żart o kocie

mój kot ma pchły
zbiera je zapamiętale
liże, szuka wśród sierści
kolekcjonuje od swych kochanek
jak mężczyzna
zbierający fanty po podbojach
czasami do nich wraca
uśmiechając się połechtanym ego
mój kocur, fetyszysta...

Mroźne drzewa

koronkowym świtem
ozdobione drzewa
mroźnym całowaniem
uciekającego o świcie kochanka
misternie rzeźbione
posągi stoją bezszelestne
kobiety w ciasnych sukniach
boją się oddechu
przeklinają słońce
gdy promienie powoli
zdzierają mroźną nostalgię...

jarzębina

nigdy nie byłaś piękna
wychodzisz z cienia
na chwilę zatrzymujesz spojrzenia
cichutko stąpając
by nie spłoszyć porannej mgły
obnosisz korale
częstując obficie
mądrością pomarszczonych dłoni
jarzębino
zwyczajna, w pożytecznej sukni
jesienna przyjaciółko moja...