borcz

Krystyna Woźniak

poetka


Rocznik 1957, urodzona w Warszawie. Większość swojego życia mieszkała w Warszawie. Od 2012 r. mieszka i pracuje w Gorzowie Wlkp., do którego przywędrowała za głosem serca. Autorka książek poetyckich pt. „Świt poprawia makijaż” (2005) i „Życiopis” (2017). W latach 2007-2018 współpracowała z kwartalnikiem RSTK „Własnym Gosem”. Ponadto publikowała w czasopismach, m.in. „QUO VADIS” (kwartalnik literacki) , „Kozimrynku”, „Własnym Głosem”, „Pegazie Lubuskim”; w antologiach, m.in. „Życie z Weną”, „Opowieści zwyczajne”, „Piórem cięte”, „Kolory tęczy”, „Kujawskie czakramy”, „My z wody”, „Echa z wody”, „W drodze”; w almanachu „IV Praska Przystań Słowa” oraz w prasie chicagowskiej. Organizatorka programów poetycko-muzycznych, m.in. „Schody do Nieba”, „Widok z okna”, „Dziwni kochankowie”. Związana z Robotniczym Stowarzyszeniem Twórców Kultury: od 2006 r. przewodnicząca sekcji literackiej RSTK w Warszawie, w latach 2008-2012 przewodnicząca Oddziału w Warszawie. Od 2017 r. wiceprezes Oddziału RSTK w Gorzowie Wlkp. W 2010 r. otrzymała honorową odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej nadaną przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 2014 r. współpracuje z gorzowskim Uniwersytetem Trzeciegu Wieku przy redakcji strony internetowej. Książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera. Monteski usz 328 Poeta jest jak dziec ko Dawno, dawno temu Jarosław Iwaszkiewicz z wielką prostotą i równie wielka mądrością zauważył, że poetę kształtuje dzieciństwo. Dodam: choćby nawet poeta tego sobie nie uświadamiał. Gdyby pan Jarosław żył i przeczytał wiersze Krystyny Woźniak, to znalazłby w nich doskonały dowód na swoje spostrzeżenie. Nie tylko dlatego, że dzieciństwo jest powodem i tworzywem wielu jej wierszy, ale i dlatego, że płynie z niego, z dzieciństwa, piękna nostalgia i pamięć pozwalająca odtworzyć lirycznie obrazy, sytuacje i uczucia bezpośrednio stamtąd rodem. To pierwsze i zasadnicze ukształtowanie się wrażliwości nie ulega doświadczeniom dorastania, młodości, dojrzałości. Pozostaje najważniejsze i dominujące, choćby poeta o swoim dzieciństwie nie napisał potem ani jednej linijki. Kryje się w tym niebezpieczna i zdradliwa zasadzka: łatwo można popaść w sentymentalizm. Wszystko więc zależy od poetyckiej dojrzałości. To ona właśnie kreśli nieprzekraczalną granicę między sentymentalnym oleodrukiem, a wierszem – z jego wzruszeniem, nastrojem, jego wewnętrzną prawdą. Z jego – choć to nie jest określenie rodem z krytyki – uczciwością. Czymś, co do nas przemawia w taki sposób, że bez wahania stwierdzamy: tak, to jest wiersz. Chciałbym, aby czytelnicy tej książki podzielili moje przekonanie: Krystyna Woźniak pisze prawdziwe wiersze. Wierzę, że tak właśnie będzie. Marek Wawrzkiewicz Kurz na dłoniach Ubierał ją w czerwony szal. Nie krzyczała, kiedy ją dotykał, obok spała mama Mówił: jesteś moją jedyną kobietą. Gdy już ją miał pachnącą jeszcze mlekiem, strach jak kurz opadał na podłogę. Malała, by ukryć nienawiść. Nie zasypia, prosi Boga, by wybaczył jej te zabawy z tatą. Nie znałam babci Ty byłaś najstarszą z sióstr mojej mamy W domu pachniały święta, puszył śnieg, przyjechałaś. Zapamiętałam twoją koronkową bluzkę, długą spódnicę. Przywiozłaś lalę, która umiała słuchać. Wtedy tak wiele miałam do powiedzenia. Dzisiaj lala zagubiła się w przeprowadzkach. Mówią: z dzieciństwa się wyrasta tak jak ze ssania prawego kciuka, czy zabaw w doktora. Podobno. Od lat codziennie tak samo Zdzisławowi Łączkowskiemu Siedzi samotnie przy kawiarnianym stoliku, przegląda prasę, jakby chciał przyzwyczaić się do siebie. Przychodzi tu od zawsze kelnerzy dobrze go znają. Delikatnym ruchem poprawia opadającą grzywkę, której nie ma. Kiedy dopije kawę płaci z napiwkiem. Odchodzi w przeszłość. Zwyczajny starszy pan. 329 Poezja empatyczna To drugi tomik poetycki Krystyny Woźniak. Pierwszy ukazał się dawno – w 2005 roku. Poetka jednak nie próżnowała; była widoczna i energetyczna. Tu, w Warszawie, znaliśmy ją dobrze. Kilka lat temu nam zniknęła, bowiem wyjechała do Gorzowa Wielkopolskiego i tam zaczęła z powodzeniem asystować Czesławowi Gandzie, który jako spiritus movens ożywiał od lat życie literackie regionu, a chyba jego największym dziełem było 37 (jak do tej pory) edycji interdyscyplinarnych warsztatów artystycznych w Gorzowie, Lubniewicach, Garbiczu i ostatnio w Długiem nad jeziorem Lipie. Byłem na tych imprezach kilka razy; w każdej edycji udział biorą oczywiście poeci, ale i malarze, muzycy, fotograficy – innymi słowy nasz zlot miał charakter interdyscyplinarny. Właśnie tu dostałem od Krystyny Woźniak jej nowy tomik. [...] W całości jest on poświęcony dzieciom – tym z biednych rodzin, tym opuszczonym, osieroconym, tym samotnym, tym nieszczęśliwym, którzy ze swojego nieszczęścia nie zdają sobie najczęściej sprawy. Oto fragment wiersza „Sklep z zabawkami”: Odrzucone lalki czekają w magazynach na wyprzedaż. Najpierw idą bobaski, później te z lokami, uśmiechnięte i bez wad fabrycznych. Te, co pozostaną, ogrzewają się światłem. Wierzą, że ktoś po nie przyjdzie i już nie trzeba będzie wymyślać zabawy w rodzinę Tak mniej więcej brzmią te wiersze, choć – rzecz jasna – nie o „brzmienie” chodzi, tylko o los porzuconych dzieci. Uświadomiłem sobie, czytając te wiersze, jak mało wiemy o życiu i sytuacji dzieci porzuconych, dzieci bez rodziny, dzieci niechcianych. Nigdy nie byłem w Domu Dziecka i chyba niemal wszyscy nie za bardzo o tym w ogóle myślimy – ten świat dyskretnie gdzieś sobie jest za naszymi plecami. Gdyby potraktować te wiersze jako reportaż, to włos jeży się na głowie i nagle fala empatii nas zalewa. Tylko czy wiersze mogą zmienić stan rzeczy? Tomik w końcu zamkniemy i wrócimy do własnych problemów. Wierzę jednak, że po tej lekturze nie będzie to już takie proste. Z tego punktu widzenia interwencyjność tego typu wierszy jest niedoskonała, ale jednak zostawia ślad po sobie. Po lekturze zostaną ślady bolesnego losu dzieci pozbawionych rodziny. Woźniak nie napisała „bajeczek” – ona napisała dramaty. Tak „interwencyjnej” poezji nie czytałem od lat. Reporterzy robili to w gazetach inaczej; poezja – choć w tym przypadku realistyczna – ma chyba jednak szczególną moc oddziaływania. Ech, gdyby tak można było ten tomik rozrzucić po całej Polsce... Jeszcze jeden wiersz pt. „List dziewięciolatki”: Piszę do ciebie z domu dziecka, nie lubią tu mnie, bo jestem nowa, a ja ich się boję. Mają tu psa – Pepsi, taki jak nasz, tylko nie ma oka, dzielę się z nim jedzeniem, przytulamy się, jest nam cieplej. Dzisiaj chłopak z niemojej grupy nasypał mi soli do herbaty. W niedzielę jedziemy do ZOO, ale ja nie chcę. Mamo, przyjedź po mnie, ja już będę dobra i polubię wujka. 330 List do Cypriana Piszę do Pana, Panie C, u nas spokojnie i cicho, rok idzie z nowym. Pan spogląda na zegarek. Ale to jest mój czas. Dzisiaj chciałam zapisać wiersz, błąkał się po kartce aż odnalazł korytarz, by zwyczajnie czmychnąć. Pan podnosi kromkę chleba do ust, całuje, a tu, śmietniki krzyczą rozkwitłym chlebem. To dwa inne światy, a przecież tak samo niezwykłe. W ciszy odchodzą najbliżsi rozpacz przewiązana wspomnieniem jeszcze oddycha. Milcząco pod sufitem, tylko miejsca więcej i bezpieczniej. Kurz demonstracyjnie rozmnaża swoją obecność, łóżko zaskoczone samotnością dogaduje się z krzesłem, ubrania czekają, czas wyszedł na obcą ścieżkę. Rozmawiasz z sobą w niezrozumiałym języku, Za oknem dzieci sąsiada bawią się w berka. List, który nie trafił do adresata Mam teraz więcej czasu, rozmyślam. Odtwarzam kołysanki grane przez ciebie, spojrzenia. W Nohant wczoraj spadł deszcz, Przygarbione drzewa oliwne zmęczone jak ja. Aurora ma piękny uśmiech, mówią, że jej proza jest odważna. Lubię kiedy opiekuje się mną. Napisałem Poloneza-fantazję w tonacji As-dur i mazurka f moll. Wiesz, ostatnio przyglądałem się polnym kwiatom, w ich kruchości, jest coś z nas. Tak bardzo chciałbym usiąść z tobą nad brzegiem Wisły, czy to prawda, że na naszej ulicy otworzył Blikle cukiernię? Był u mnie lekarz. Jestem zmęczony Mamo, klawisze kaleczą palce, chyba już nic nie napiszę. Otóż prostota tych „scenek” jest w tym tomiku absolutnym cymesem. Realistycznym. [...] I jeszcze ten „pies bez oka” – nieszczęście na nieszczęściu, jednak bez lamentacji. Behavior losu dziecięcego, a nawet psiego, komponuje ten świat dziejący się za naszymi plecami. Uświadamia nam dramat, którego niby nie ma, a jednak budzi się w naszej – wspomnianej – empatii. Bo coś w tym wszystkim jest nienormalnego, w sumie niewygodnego dla nas, ale jednak JEST. I to zostało głośno tu powiedziane ściszonym głosem. W krótkim posłowiu do tomiku Marek Wawrzkiewicz napisał: Krystyna Woźniak odsłoniła nam świat „bidula” – temat trudny i obchodzony łukiem. Dlatego swoista „pragmatyczność” tych wierszy, stojąca niemal na granicy dziennikarskiej ingerencji i zaglądająca do „piwnicznej izby” przypomniała nam, że liryka nie musi koniecznie łowić swe cudeńka w „uniesieniach duszy”. Liryka potrafi interweniować. Ten tomik nam to przypomniał. Leszek Żuliński 331 196